niedziela, 14 października 2012

Rozdział 7

Może być trochę przydługo, także można przewinąć.

Ok, to w sumie ostatni rozdział jaki mam. Znaczy, mam jeszcze pół następnego, ale tylko pół, więc to tak jakby go nie było. Narazie. No i skończyła się ankieta, Duff wygrał... I ten, mam problem. Ale też wiem co z nim zrobię. Otóż, jako że ostatnio (czyli jakieś 1,5 miesiąca) nie napisałam ani jednego zdania, a bloga zawieszać nie chcę, będę publikować kierując się moim życiowym mottem (niezwykle optymistyczne "równie dobrze wszyscy możemy jutro umrzeć"). To znaczy, że po kolei będę wrzucać wszystko co mam, żeby po prostu tu było, bo skoro napisałam, to niby czemu ma się marnować. Dobra, to brzmi trochę dramatycznie, nie zamierzam umierać, żeby nie było. W każdym razie, łącznie z tym, to będzie pięć opowiadań, ale możecie czytać tylko to jedno, albo dwa, albo nie musicie w ogóle - wasz wybór. No i to by było na tyle.

Anicie, bo Morfi okazał się być dobrym argumentem. I chyba nigdy nie zapomnę jak mnie wyciągnęłaś z pokoju za nogę, chociaż pewnie zasłużyłam. I może ja ci przyniosę zdjęcia straganów, żebyś już teraz mogła sobie pooglądać co tam mają, akurat powinnaś mieć wystarczająco dużo czasu, żeby rozważyć zakup xD Zakładając, że przyjedziesz za 5 lat, oczywiście.
I Pyśce za pomoc w pisaniu tego fragmentu o łuku, czyli cierpliwym odpowiadaniu na moje pytania. Coś w stylu:
"- Co jeszcze można spieprzyć?
- tu pada jakaś inteligentna odpowiedź
- Hę? A co to jest?"

Axl szedł ulicą, wesoło pogwizdując. W ręce trzymał czerwoną różę, którą podpierdolił w jakiejś kwiaciarni, a w kieszeni miał nóż sprężynowy. To na wypadek, gdyby kolczasty badyl  nie przekonał Slash’a do powrotu – nóż zawsze był lepszym argumentem. Teraz pozostał już tylko jeden problem, trzeba znaleźć Hudsona.
- Ok, Rose – mruknął Rudy do siebie. – Myśl jak Slash. To znaczy, przestań myśleć. Uwaga… Jesteś Hudsonem – przystanął, zakrył włosami twarz, po czym rozejrzał się wokół. Nie przejął się zbytnio tym, że nic nie widzi i po prostu ruszył przed siebie.
Dopiero po chwili zorientował się, że najprawdopodobniej jest w barze. Zgarnął włosy z twarzy. No rzeczywiście, bar jak nic. I Slash zawsze trafia w takie miejsca dlatego, że nic nie widzi? Włosy go prowadzą czy jak? Ciekawe czy jakby go wywieźć 50 kilometrów od jakichkolwiek zabudowań, to też szedłby tak długo, aż znalazłby się w tym alkoholowym raju… Trzeba to kiedyś sprawdzić.
Na pierwszy rzut oka Axl nigdzie nie zauważył gitarzysty. Ale to, że go nie widać, nie znaczy, że go nie ma. Entuzjastycznie zajął się dokładniejszymi poszukiwaniami, uwzględniającymi przewracanie stolików (bo przecież Slash mógł gdzieś tam spać) i rzucanie krzesłami o ścianę (żeby mieć łatwiejszy dostęp do stolików). Niestety, dość szybko musiał ten proces zakończyć i to bynajmniej nie z własnej woli. Nie znaczy to jednak, że zamierzał się poddać. W końcu barów trochę w okolicy jest…
Nie minęła nawet godzina, kiedy trafił do Rainbow. A tam już od progu usłyszał dwa podejrzanie znajome, podniesione i niezwykle radosne głosy, wykrzykujące (choć być może miał to być śpiew) kretyńską i aż za dobrze mu znaną rymowankę („Heroinę mam, komu ją dam? Nie dam jej nikomu, zaćpam po kryjomu!”). W normalnych okolicznościach (warunkach standardowych*) pewnie uciekłby stamtąd jak najszybciej, udając, że nie zna tych idiotów, ale teraz… Chyba za bardzo się cieszył, że wreszcie udało mu się ich znaleźć. Niczym się nie przejmując podszedł do ich stolika (no dobra, podbiegł, po drodze przewracając na ziemię kilku chwiejących się obywateli) i wyciągnął przed siebie różę, tylko odrobinę zmaltretowaną po tym wszystkim, co przeszła (Liczy się gest, zresztą, po cholerę jej tyle płatków? Kilka w zupełności wystarczy). Odkaszlnął.
- Saulu Hudsonie, znany także pod zacnym pseudonim Slash – rozpoczął swoją przemowę. – To jest róża. Róża. Rose, łapiesz? – zaśmiał się z własnego żartu. – Ekhem, nieważne. W każdym że bądź że razie to dla ciebie – wcisnął nieco zaskoczonemu gitarzyście badyla, po czym kontynuował. – No więc, tak jakoś wyszło, że wszyscy poza Duff’em odeszli z zespołu no i tak sobie pomyślałem, że koniecznie musisz wrócić. Więc przep… - tu nastąpił nagły atak wcale nieudawanego kaszlu - …raszam. No. To wrócisz?
Slash przez chwilę tylko się w niego wpatrywał, jak gdyby rozważał całą tę wypowiedź i kombinował jak powinien zareagować (tak naprawdę zastanawiał się, co tu się w ogóle dzieje, ale nikt nie musi o tym wiedzieć). Nieoczekiwanie wstał i przytulił zdezorientowanego wokalistę, niemal miażdżąc mu żebra.
- To znaczy tak? – wycharczał Axl.
- Tak! Oczywiście, że tak! Swoją drogą dość długo kazałeś mi czekać… - po tych słowach puścił Rudego, który zatoczył się do tyłu, usiłując złapać oddech.
Izzy przez cały czas obojętnie przyglądał się tej scenie. No, może jednak nie tak zupełnie obojętnie, bo musiał przyznać, że przeprosiny Axl’a trochę go zaskoczyły. Zastanawiał się, co go do tego skłoniło, skoro wcześniej nie chciał nawet o tym słyszeć. A zresztą… Whatever. Ważne, że w końcu zmienił zdanie.
- No to co – Rudy zatarł ręce. – Imprezka na zgodę?
- Tutaj?
- A dlaczego nie?
Kilka powodów przeciwko znalazł właściciel Rainbow, który w dodatku nie wahał się przed przedstawieniem ich trójce przyjaciół (czyt. wypierdolił ich na zbity pysk). Nie to żeby zauważyli jakąś różnicę… Może tyle, że na parkingu zebrało się więcej ludzi. Czyli nawet lepiej.
***
- Adler… - Vivian leniwie otworzyła mu drzwi. – Won.
- Co, to już? – zdziwił się Steven, który zdążył znaleźć sobie niezwykle twórcze, inspirujące i rozwijające zajęcie jakim było liczenie krat. W dodatku wyjątkowo dobrze mu to szło i zostały mu jeszcze cztery niewykorzystane palce u stopy.
- Taak. Won – powtórzyła.
- Why so annoyed?
- Spieprzaj, póki mam dobry humor – poradziła blondynka i nie przejmując się dłużej tym kryminalistą wróciła na swoje miejsce za biurkiem.
Jednak Steven nie zamierzał tak łatwo odpuścić.
- TO nazywasz dobrym humorem? Kobieto, tobie trzeba pomóc. Ja ci pomogę – zaoferował.
- Dzięki, nie ćpam.
- Nie jestem dilerem – oznajmił Popcorn nieco obrażonym tonem. Ale zaraz na jego twarzy znów zagościł szeroki uśmiech. – Już wiem. Pójdziemy do wesołego miasteczka.
Vivian nie wiedziała, czy Adler mówi poważnie, czy tylko robi sobie jaja. Jednak kiedy na niego popatrzyła, poczuła obawę, że chodzi o to pierwsze. Przez ułamek sekundy odczuła nawet coś na kształt współczucia.
- Pojebało – skomentowała ostatecznie. – Powtarzam po raz ostatni, wypad mi stąd.
- Jesteś tego pewna? – spytał Steven, ale nie czekał na potwierdzenie. – Ok – ruszył w stronę wyjścia. Tyłem, żeby przez cały czas mieć blondynkę na oku. – Ja tego tak nie zostawię. Będę próbował następnym razem. I następnym. W końcu się poddasz, bo nie będziesz już mogła patrzeć na moje starania równie beznamiętnie co teraz – zapewnił. – Ja tak działam na ludzi.
- To miało być ostrzeżenie?
- Traktuj to sobie jak chcesz – wzruszenie ramion potwierdziło, że jest mu to wszystko całkowicie obojętne. – Cześć!
Wybiegł na ulicę, zastanawiając się, gdzie ma iść. Jakoś nie miał ochoty wracać do domu, zwłaszcza że nie był pewien, co tam zastanie. I czy wciąż tam mieszka. Na wszelki wypadek skierował kroki do Rainbow. Teoretycznie mógł pójść do każdego innego baru, ale… Chociaż nie, nie mógł. Do niektórych już by go nie wpuścili. Kiedy tak sobie szedł w podskokach, jego uwagę przykuła na moment jakaś przebiegająca przez ulicę dziewczynka. Z pozoru była taka sama jak wszystkie inne, ale Steven miał wrażenie, że jest w niej coś znajomego. Zaraz jednak stwierdził, że przecież nie ma żadnych znajomości wśród dzieci, więc pewnie musiało mu się wydawać. Wzruszył ramionami i ruszył w dalszą drogę, po chwili całkowicie zapominając o małej.
***
- Patrzcie, co mam! – wykrzyknął uradowany Duff, stając przed bawiącymi się w najlepsze przyjaciółmi i wymachując łukiem oraz kołczanem, z którego wypadło kilka strzał. – A w ogóle to dlaczego impreza jest na parkingu?
- Co ty wiesz o imprezach – rzucił Slash, kręcąc głową. Dla odmiany był zalany w trupa. – Na parkingu to jest dopiero atmosfera!
- No wiadomo – potwierdził Axl. – Po co ci tak w ogóle ten łuk?
Momentalnie Duff rozpromienił się jeszcze bardziej. Aż oczy mu się zaiskrzyły.
- Będziemy sobie strzelać – poinformował. – Płonącymi strzałami.
- Że niby w co?
Temat podchwycił Slash, uprzednio rzucając opróżnioną butelkę w jakąś przechodzącą obok niezidentyfikowaną istotę.
- W butelki z benzyną, skurwysyny!
- Fajnie! – ucieszył się Duff. – Ja pierwszy!
- A niby dlaczego ty? Myślisz Uważasz, że jak przyniosłeś łuk to od razu jesteś fajny? Dawaj to kurwa – Slash wyrwał przedmiot zdezorientowanemu basiście, który zrozumiał z tego tylko tyle, że koledzy go nie lubią i właśnie zabrali mu zajebistą zabawkę. Zrobiło mu się przykro. Hudsona trochę to rozczuliło, zawsze tak na niego działał widok cierpiących zwierząt. – No dobra, jak będziesz grzeczny, to pozwolę ci potem trochę postrzelać – obiecał.
Blondyn więcej do szczęścia nie potrzebował. Przez następną godzinę przyglądał się jak Axl i Slash strzelają podpalonymi strzałami, trafiając w butelki, które tak śmiesznie wybuchały (a czasem przypadkiem w ludzi, choć Duff miał dziwne wrażenie, że Rudy trafia w nich częściej niż czasami i raczej nie przypadkiem).
- To teraz ja – poprosił po raz kolejny.
W odpowiedzi dostał łuk. Przez chwilę był w szoku, bo jednak się tego nie spodziewał, ale zaraz otrząsnął się i wycelował, powtarzając sobie, że jest kolejnym wcieleniem Robin Hood’a.
- Co ty robisz, tępa cioto?! Na odwrót się to trzyma!
Axl mógł mieć rację, bo faktycznie było trochę niewygodnie. Duff szybko to poprawił i naciągnął cięciwę. To znaczy, spróbował to zrobić. Cholerstwo okazało się być w obsłudze znacznie trudniejsze niż się spodziewał. Kiedy wreszcie mu się to udało, pojawił się kolejny problem. Strzała jakoś tak dziwnie latała i nie był w stanie utrzymać jej prosto. Po wystrzeleniu przeleciała całe 2 centymetry.
- Weź to lepiej oddaj, kaleko, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz – mruknął Slash.
Blondyn jednak nie zamierzał się poddawać, duma mu nie pozwalała. Spróbował ponownie. Tym razem strzała odleciała dobre kilkanaście metrów, przy okazji zabierając ze sobą kawałek Duff’a pochodzący z okolicy jego palca.
- Kurwa! – wrzasnął poszkodowany, przyglądając się krwawiącej ranie. A właściwie zerkając na nią przelotnie i natychmiast od siebie odsuwając, najdalej jak to tylko możliwe. Nigdy nie lubił widoku krwi.
- I dobrze ci tak – podsumował gitarzysta. – A teraz to oddawaj.
***
Dla normalnych ludzi właśnie minęło południe, kiedy Gunsi wreszcie się obudzili. O dziwo, w swoim mieszkaniu, choć żaden z nich nie pamiętał, jak się tam znaleźli. Na dobrą sprawę nie miało to jednak najmniejszego znaczenia.
- Ej, ciule… - mruknął Slash, wygrzebując się ze sterty prawdopodobnie jakichś starych szmat, których nikomu nie chciało się wyrzucać (choć równie dobrze mogły to być ich ubrania). – Gdzie jest Duff?
- A co za różnica? – zapytał Izzy, rozglądając się dookoła nieprzytomnym wzrokiem. Zawsze istniała szansa, że basista gdzieś tu był, chociaż przez wzgląd na jego wzrost raczej ciężko byłoby go przeoczyć.
- Nie wiem – Slash wzruszył ramionami. – Tak mi się przypomniało, że wczoraj coś pieprzył, że chyba umrze. Nie chce mi się iść na pogrzeb i wydawać kasy na kwiatki.
- Szkoda by było – zgodził się rozłożony wygodnie na kanapie Axl. – Kasy w sensie.
- Dobra, najwyżej się coś podpierdoli z jakiegoś klombu.
- Albo mu stokrotek nazrywamy – zasugerował Steven.
Jak na zawołanie drzwi otworzyły się na całą szerokość i stanął w nich Duff we własnej osobie. Żywy i w dodatku w dobrym humorze. Podejrzanie dobrym.
- Co tak siedzicie zamknięci w tej norze jak jakieś… - zastanowił się. – Nieważne – machnął lekceważąco ręką. – W każdym razie po co się tu kisić, kiedy świat jest taki piękny?
Przyjaciele spojrzeli niepewnie najpierw na siebie, a potem na niego. Martwili się.
- Duff… - zaczął Axl. – Co ci się kurwa stało?
- Stało? – powtórzył blondyn i uśmiechnął się szeroko. – Znalazłem sobie pracę!

*bio-chem... Tego się nie da wytłumaczyć, to trzeba przeżyć

8 komentarzy:

  1. http://myhistory-gunsnroses.blogspot.com/ - nowy ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. OCZYWIŚCIE NA CAPSIE PISANY KOMENTARZ.
    DUFFY JEST ROZCZULAJĄCY WRĘCZ. Z TYM ŁUKIEM NAJPIERW, A POTEM KAWAŁEK PALCA (TO DRUGIE SŁODSZE) I TO, ŻE ZNALAZŁ SOBIE PRACĘ. MISZCZU. ŚWIAT NIE JEST PIĘKNY (NIESTETY) W MOIM MNIEMANIU. WAIT, WAIT, WAIT... CZY STEVEN SPOTKAŁ DZIEWCZYNKĘ, KTÓRA ZMIENIŁA IMIĘ NA DUFF, NAUCZYŁA SIĘ GRAĆ NA BASIE I POSTANOWIŁA ZOSTAĆ BASISTĄ (JAKOŚ TAK TO BYŁO, NIE?). SZKODA KASY NA KWIATKI, BO KWIATKI DROGIE SOM.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)

    Sorry, że dopiero teraz komentuje, ale wiesz, nie miałam wcześniej czasu i tak dalej. Szkoła, dom, szkoła, dom.. i czasem znajomi, chociaż to juz mniej. Ale dobra, bo się zaczynam tu głupio tłumaczyc i gadam jakies głupoty zamiast przejsc do rzeczy.

    No dobra, rozwalił mnie ten obrazek przepraszajacego Axla z rózyczką, haha. Ale że on sam wspadł na taki komysł, aby zajebać kwiatka? No to chyba jeszcze nie jest z nim tak źle. No Slash w takich okolicznosciach po prostu nie mógł odmówic. Chmem by był, jakby wsadził mu ta roże w dupę. Chociaż.. to też by była ciekawa opcja. Dobra, bo mnie zaczyna brać tu jakaś taka glupawka.
    Hmm, Steven wyszedł na wolnosć. W końcu, wolność... ale tak się zastanawiam o co chodzi z tą dziewczynką? Mam nadzieję, że się dowiem.

    Dobra, jak byłam małą rudą dziwczynką, to też robiłam z chłopakami (czyt moi dwaj poje... kuzyni) łuki i strzelaliśmy do róznych rzeczy. Ale nie przyszło nam do głowy, żeby strzeląc płonącymi strzałami do butelek z benzyną. A szkoda.. haha.

    OdpowiedzUsuń
  4. nadrobiłam i jestem z siebie dumna. i z Ciebie też, bo mi się świetnie czytało. dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  5. BUHAHAHUHEHUEHAHA.

    Hmmmmmmm.
    Martwię się o siebie.
    Bo jak tak sobie czytałam o tym, że Axl strzelał do ludzi płonącymi strzałami to pomyślałam: ALeeeeee zaaajebiooozaaaa też tak chcem hahahha. Więc nie jestem pewna czy nadal chcesz czytać to chujostwo co teraz piszę. I przerażona odkrywam, że dużo klnę. Dupa. Znaczy pupa.
    I ja też chcę taką różę na przeprosiny.
    A nachlany Slash wydaje się nadwyraz inteligentny.
    I przepraszam, że dopiero teraz, ale wiele czynników się na to złożyło XDD
    I ten, weź ratuj, bo muszę rozdział napisać !

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahahaha! Przeprosiny Axla! hahahahha *_________* jaram się tą Różyczką i tym przytuleniem Slasha jak mało czym :D
    Stevie to jednak dobry chłopczyk jest. Chce pomagać ludziom, no przynajmniej się jakoś stara. Siostra Duffa też ma zajebiste teksty "Adler...Won." - chociaż z drugiej strony jak można tak potraktować Stevenka?!
    No i zgodzę się z Nevermind, Slash po pijaku jest baaardzo inteligentny.
    Duff-amorek! *_________* o jaaa... jak go tak sobie wyobrażam z chmurką na dupie, aureolką nad sianem na głowie i białymi skrzydłami oraz łukiem w ręce to...hahahaha samoistnie zaczynam się śmiać.
    Aa no i co Axl próbowałby wskórać tym nożem sprężynowym?! O_O Jeeejku on to ma pomysły.
    Jeszcze liczyłam na jakiś wielki pożar, albo chociaż wylądowanie chłopców w pudle za te zabawy z benzyną i ogniem, no ale kiedy przeczytałam te magiczne słowa Duffa "Znalazłem sobie pracę!" to o wszystkim zapomniałam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Po pierwsze, pokłony za tą zajebistą dedykację xD
    Skreślone "myślisz" jest piękne to na pewno ..;)
    "Axl mógł mieć rację, bo faktycznie było trochę niewygodnie. Duff szybko to poprawił i naciągnął cięciwę. To znaczy, spróbował to zrobić. Cholerstwo okazało się być w obsłudze znacznie trudniejsze niż się spodziewał. Kiedy wreszcie mu się to udało, pojawił się kolejny problem. Strzała jakoś tak dziwnie latała i nie był w stanie utrzymać jej prosto. Po wystrzeleniu przeleciała całe 2 centymetry.
    - Weź to lepiej oddaj, kaleko, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz – mruknął Slash." - jakbym widziała swoje własne wyczyny z łukiem..xd
    Znalezienie pracy przez Duffa....hahah :D DŻINIUS xD

    OdpowiedzUsuń
  8. O! Tu jeszcze nie skomentowałam! xD Wiem, wiem, obiecuję to nadrobić od stu lat, ale co ja mogę, że z niektórych to już takie tępe dzidy? Znaczy ze mnie, żeby nie było niedomówień xD
    A więc... (musiałam jeszcze raz przeczytać, bo już tak z lekka mi się przykurzył ten rozdział gdzieś w bezdennych czeluściach mojej nieogarniętej głowy) "Axl szedł ulicą, wesoło pogwizdując. W ręce trzymał czerwoną różę, którą podpierdolił w jakiejś kwiaciarni, a w kieszeni miał nóż sprężynowy. To na wypadek, gdyby kolczasty badyl nie przekonał Slash’a do powrotu" xD I zaraz mam przed oczami ten zajebisty rysunek *__* Ej, swoją drogą, to mam nadzieję, że podziękowałaś ode mnie za rysunek na kartce pamiątkowej, co nie? ^.^
    Dalej:
    HAHAHAHAHAHAHAHAHAAHAHAHAHAHAHHAAHHHAHHAAHAHAHAHAHAHAHAHAAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHHAHAHAHAHAAHAHAHAHAHAAHAHAHAHAHHAAHAHAHAAHHAHAHAHAAHHAHAHAHAHHAHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAAHAHAHAHAHHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA. XDDDDD Rozbrajasz system. Nawet mimo, że wierzę w teorię równoległych wszechświatów, nie wierzę, że jest gdzieś wszechświat, w którym czytałam coś, so było śmieszniejsze od tego xDDD Po prostu jebłam na twarz. Matko, jakie szczęście, że zjadłam jogurcik zanim się wzięłam do tego rozdziału, bo coś czuję, że zaliczyłby spotkanie trzeciego stopnia nie tylko z moją koszulką, ale ze wszystkim, co się znajduje w promieniu pięciu metrów xD
    Nie pamiętam już, dlaczego od razu nie napisałam Ci tu komentarza, ale pewnie albo czytałam z telefonu i się jebany nie chciał dodać, albo po prostu umarłam ze śmiechu.
    Kiedyś mi się wydawało, że śmierć ze śmiechu jest super, ale jak tak teraz o tym pomyślę, to chyba jednak wolałabym zastrzelenie ognistą strzałą przez Axla... *____* Także jak kiedyś będą to ekranizować, a Axla będzie grał młody Axl (równoległe wszechświaty, pamiętaj! xD), to ja się pierwsza zgłaszam do takiej roli. Mam doświadczenie, bo grałam już kiedyś trupa. Jestem najlepszym kandydatem.
    xD
    Kończę, bo znów zaczynam pierdolić .__.
    Ale ciągle chce mi się śmiać xDDDD

    OdpowiedzUsuń