Ok, to w sumie ostatni rozdział jaki mam. Znaczy, mam jeszcze pół następnego, ale tylko pół, więc to tak jakby go nie było. Narazie. No i skończyła się ankieta, Duff wygrał... I ten, mam problem. Ale też wiem co z nim zrobię. Otóż, jako że ostatnio (czyli jakieś 1,5 miesiąca) nie napisałam ani jednego zdania, a bloga zawieszać nie chcę, będę publikować kierując się moim życiowym mottem (niezwykle optymistyczne "równie dobrze wszyscy możemy jutro umrzeć"). To znaczy, że po kolei będę wrzucać wszystko co mam, żeby po prostu tu było, bo skoro napisałam, to niby czemu ma się marnować. Dobra, to brzmi trochę dramatycznie, nie zamierzam umierać, żeby nie było. W każdym razie, łącznie z tym, to będzie pięć opowiadań, ale możecie czytać tylko to jedno, albo dwa, albo nie musicie w ogóle - wasz wybór. No i to by było na tyle.
Anicie, bo Morfi okazał się być dobrym argumentem. I chyba nigdy nie zapomnę jak mnie wyciągnęłaś z pokoju za nogę, chociaż pewnie zasłużyłam. I może ja ci przyniosę zdjęcia straganów, żebyś już teraz mogła sobie pooglądać co tam mają, akurat powinnaś mieć wystarczająco dużo czasu, żeby rozważyć zakup xD Zakładając, że przyjedziesz za 5 lat, oczywiście.
I Pyśce za pomoc w pisaniu tego fragmentu o łuku, czyli cierpliwym odpowiadaniu na moje pytania. Coś w stylu:
"- Co jeszcze można spieprzyć?
- tu pada jakaś inteligentna odpowiedź
- Hę? A co to jest?"
Axl szedł ulicą, wesoło pogwizdując. W ręce trzymał czerwoną
różę, którą podpierdolił w jakiejś kwiaciarni, a w kieszeni miał nóż
sprężynowy. To na wypadek, gdyby kolczasty badyl nie przekonał Slash’a do powrotu – nóż zawsze
był lepszym argumentem. Teraz pozostał już tylko jeden problem, trzeba znaleźć
Hudsona.
- Ok, Rose – mruknął Rudy do siebie. – Myśl jak Slash. To
znaczy, przestań myśleć. Uwaga… Jesteś Hudsonem – przystanął, zakrył włosami
twarz, po czym rozejrzał się wokół. Nie przejął się zbytnio tym, że nic nie
widzi i po prostu ruszył przed siebie.
Dopiero po chwili zorientował się, że najprawdopodobniej jest
w barze. Zgarnął włosy z twarzy. No rzeczywiście, bar jak nic. I Slash zawsze
trafia w takie miejsca dlatego, że nic nie widzi? Włosy go prowadzą czy jak?
Ciekawe czy jakby go wywieźć 50 kilometrów od jakichkolwiek zabudowań, to też
szedłby tak długo, aż znalazłby się w tym alkoholowym raju… Trzeba to kiedyś
sprawdzić.
Na pierwszy rzut oka Axl nigdzie nie zauważył gitarzysty.
Ale to, że go nie widać, nie znaczy, że go nie ma. Entuzjastycznie zajął się
dokładniejszymi poszukiwaniami, uwzględniającymi przewracanie stolików (bo
przecież Slash mógł gdzieś tam spać) i rzucanie krzesłami o ścianę (żeby mieć
łatwiejszy dostęp do stolików). Niestety, dość szybko musiał ten proces
zakończyć i to bynajmniej nie z własnej woli. Nie znaczy to jednak, że
zamierzał się poddać. W końcu barów trochę w okolicy jest…
Nie minęła nawet godzina, kiedy trafił do Rainbow. A tam już
od progu usłyszał dwa podejrzanie znajome, podniesione i niezwykle radosne
głosy, wykrzykujące (choć być może miał to być śpiew) kretyńską i aż za dobrze
mu znaną rymowankę („Heroinę mam, komu ją dam? Nie dam jej nikomu, zaćpam po
kryjomu!”). W normalnych okolicznościach (warunkach standardowych*) pewnie
uciekłby stamtąd jak najszybciej, udając, że nie zna tych idiotów, ale teraz…
Chyba za bardzo się cieszył, że wreszcie udało mu się ich znaleźć. Niczym się
nie przejmując podszedł do ich stolika (no dobra, podbiegł, po drodze
przewracając na ziemię kilku chwiejących się obywateli) i wyciągnął przed
siebie różę, tylko odrobinę zmaltretowaną po tym wszystkim, co przeszła (Liczy
się gest, zresztą, po cholerę jej tyle płatków? Kilka w zupełności wystarczy).
Odkaszlnął.
- Saulu Hudsonie, znany także pod zacnym pseudonim Slash –
rozpoczął swoją przemowę. – To jest róża. Róża. Rose, łapiesz? – zaśmiał się z
własnego żartu. – Ekhem, nieważne. W każdym że bądź że razie to dla ciebie –
wcisnął nieco zaskoczonemu gitarzyście badyla, po czym kontynuował. – No więc,
tak jakoś wyszło, że wszyscy poza Duff’em odeszli z zespołu no i tak sobie
pomyślałem, że koniecznie musisz wrócić. Więc przep… - tu nastąpił nagły atak
wcale nieudawanego kaszlu - …raszam. No. To wrócisz?
Slash przez chwilę tylko się w niego wpatrywał, jak gdyby
rozważał całą tę wypowiedź i kombinował jak powinien zareagować (tak naprawdę
zastanawiał się, co tu się w ogóle dzieje, ale nikt nie musi o tym wiedzieć).
Nieoczekiwanie wstał i przytulił zdezorientowanego wokalistę, niemal miażdżąc
mu żebra.
- To znaczy tak? – wycharczał Axl.
- Tak! Oczywiście, że tak! Swoją drogą dość długo kazałeś mi
czekać… - po tych słowach puścił Rudego, który zatoczył się do tyłu, usiłując
złapać oddech.
Izzy przez cały czas obojętnie przyglądał się tej scenie.
No, może jednak nie tak zupełnie obojętnie, bo musiał przyznać, że przeprosiny
Axl’a trochę go zaskoczyły. Zastanawiał się, co go do tego skłoniło, skoro
wcześniej nie chciał nawet o tym słyszeć. A zresztą… Whatever. Ważne, że w
końcu zmienił zdanie.
- No to co – Rudy zatarł ręce. – Imprezka na zgodę?
- Tutaj?
- A dlaczego nie?
Kilka powodów przeciwko znalazł właściciel Rainbow, który w
dodatku nie wahał się przed przedstawieniem ich trójce przyjaciół (czyt.
wypierdolił ich na zbity pysk). Nie to żeby zauważyli jakąś różnicę… Może tyle,
że na parkingu zebrało się więcej ludzi. Czyli nawet lepiej.
***
- Adler… - Vivian leniwie otworzyła mu drzwi. – Won.
- Co, to już? – zdziwił się Steven, który zdążył znaleźć
sobie niezwykle twórcze, inspirujące i rozwijające zajęcie jakim było liczenie
krat. W dodatku wyjątkowo dobrze mu to szło i zostały mu jeszcze cztery
niewykorzystane palce u stopy.
- Taak. Won
– powtórzyła.
- Why so annoyed?
- Spieprzaj, póki mam dobry humor – poradziła blondynka i
nie przejmując się dłużej tym kryminalistą wróciła na swoje miejsce za
biurkiem.
Jednak Steven nie zamierzał tak łatwo odpuścić.
- TO nazywasz dobrym humorem? Kobieto, tobie trzeba pomóc.
Ja ci pomogę – zaoferował.
- Dzięki, nie ćpam.
- Nie jestem dilerem – oznajmił Popcorn nieco obrażonym
tonem. Ale zaraz na jego twarzy znów zagościł szeroki uśmiech. – Już wiem.
Pójdziemy do wesołego miasteczka.
Vivian nie wiedziała, czy Adler mówi poważnie, czy tylko
robi sobie jaja. Jednak kiedy na niego popatrzyła, poczuła obawę, że chodzi o
to pierwsze. Przez ułamek sekundy odczuła nawet coś na kształt współczucia.
- Pojebało – skomentowała ostatecznie. – Powtarzam po raz
ostatni, wypad mi stąd.
- Jesteś tego pewna? – spytał Steven, ale nie czekał na
potwierdzenie. – Ok – ruszył w stronę wyjścia. Tyłem, żeby przez cały czas mieć
blondynkę na oku. – Ja tego tak nie zostawię. Będę próbował następnym razem. I
następnym. W końcu się poddasz, bo nie będziesz już mogła patrzeć na moje
starania równie beznamiętnie co teraz – zapewnił. – Ja tak działam na ludzi.
- To miało być ostrzeżenie?
- Traktuj to sobie jak chcesz – wzruszenie ramion
potwierdziło, że jest mu to wszystko całkowicie obojętne. – Cześć!
Wybiegł na ulicę, zastanawiając się, gdzie ma iść. Jakoś nie
miał ochoty wracać do domu, zwłaszcza że nie był pewien, co tam zastanie. I czy
wciąż tam mieszka. Na wszelki wypadek skierował kroki do Rainbow. Teoretycznie
mógł pójść do każdego innego baru, ale… Chociaż nie, nie mógł. Do niektórych
już by go nie wpuścili. Kiedy tak sobie szedł w podskokach, jego uwagę przykuła
na moment jakaś przebiegająca przez ulicę dziewczynka. Z pozoru była taka sama
jak wszystkie inne, ale Steven miał wrażenie, że jest w niej coś znajomego.
Zaraz jednak stwierdził, że przecież nie ma żadnych znajomości wśród dzieci,
więc pewnie musiało mu się wydawać. Wzruszył ramionami i ruszył w dalszą drogę,
po chwili całkowicie zapominając o małej.
***
- Patrzcie, co mam! – wykrzyknął uradowany Duff, stając
przed bawiącymi się w najlepsze przyjaciółmi i wymachując łukiem oraz kołczanem,
z którego wypadło kilka strzał. – A w ogóle to dlaczego impreza jest na
parkingu?
- Co ty wiesz o imprezach – rzucił Slash, kręcąc głową. Dla
odmiany był zalany w trupa. – Na parkingu to jest dopiero atmosfera!
- No wiadomo – potwierdził Axl. – Po co ci tak w ogóle ten
łuk?
Momentalnie Duff rozpromienił się jeszcze bardziej. Aż oczy
mu się zaiskrzyły.
- Będziemy sobie strzelać – poinformował. – Płonącymi
strzałami.
- Że niby w co?
Temat podchwycił Slash, uprzednio rzucając opróżnioną
butelkę w jakąś przechodzącą obok niezidentyfikowaną istotę.
- W butelki z benzyną, skurwysyny!
- Fajnie! – ucieszył się Duff. – Ja pierwszy!
- A niby dlaczego ty? Myślisz Uważasz, że jak
przyniosłeś łuk to od razu jesteś fajny? Dawaj to kurwa – Slash wyrwał
przedmiot zdezorientowanemu basiście, który zrozumiał z tego tylko tyle, że
koledzy go nie lubią i właśnie zabrali mu zajebistą zabawkę. Zrobiło mu się
przykro. Hudsona trochę to rozczuliło, zawsze tak na niego działał widok
cierpiących zwierząt. – No dobra, jak będziesz grzeczny, to pozwolę ci potem
trochę postrzelać – obiecał.
Blondyn więcej do szczęścia nie potrzebował. Przez następną
godzinę przyglądał się jak Axl i Slash strzelają podpalonymi strzałami,
trafiając w butelki, które tak śmiesznie wybuchały (a czasem przypadkiem w
ludzi, choć Duff miał dziwne wrażenie, że Rudy trafia w nich częściej niż
czasami i raczej nie przypadkiem).
- To teraz ja – poprosił po raz kolejny.
W odpowiedzi dostał łuk. Przez chwilę był w szoku, bo jednak
się tego nie spodziewał, ale zaraz otrząsnął się i wycelował, powtarzając
sobie, że jest kolejnym wcieleniem Robin Hood’a.
- Co ty robisz, tępa cioto?! Na odwrót się to trzyma!
Axl mógł mieć rację, bo faktycznie było trochę niewygodnie.
Duff szybko to poprawił i naciągnął cięciwę. To znaczy, spróbował to zrobić.
Cholerstwo okazało się być w obsłudze znacznie trudniejsze niż się spodziewał.
Kiedy wreszcie mu się to udało, pojawił się kolejny problem. Strzała jakoś tak
dziwnie latała i nie był w stanie utrzymać jej prosto. Po wystrzeleniu
przeleciała całe 2 centymetry.
- Weź to lepiej oddaj, kaleko, bo jeszcze sobie krzywdę
zrobisz – mruknął Slash.
Blondyn jednak nie zamierzał się poddawać, duma mu nie
pozwalała. Spróbował ponownie. Tym razem strzała odleciała dobre kilkanaście
metrów, przy okazji zabierając ze sobą kawałek Duff’a pochodzący z okolicy jego
palca.
- Kurwa! – wrzasnął poszkodowany, przyglądając się
krwawiącej ranie. A właściwie zerkając na nią przelotnie i natychmiast od
siebie odsuwając, najdalej jak to tylko możliwe. Nigdy nie lubił widoku krwi.
- I dobrze ci tak – podsumował gitarzysta. – A teraz to
oddawaj.
***
Dla normalnych ludzi właśnie minęło południe, kiedy Gunsi
wreszcie się obudzili. O dziwo, w swoim mieszkaniu, choć żaden z nich nie pamiętał,
jak się tam znaleźli. Na dobrą sprawę nie miało to jednak najmniejszego
znaczenia.
- Ej, ciule… - mruknął Slash, wygrzebując się ze sterty
prawdopodobnie jakichś starych szmat, których nikomu nie chciało się wyrzucać (choć
równie dobrze mogły to być ich ubrania). – Gdzie jest Duff?
- A co za różnica? – zapytał Izzy, rozglądając się dookoła
nieprzytomnym wzrokiem. Zawsze istniała szansa, że basista gdzieś tu był,
chociaż przez wzgląd na jego wzrost raczej ciężko byłoby go przeoczyć.
- Nie wiem – Slash
wzruszył ramionami. – Tak mi się przypomniało, że wczoraj coś pieprzył, że
chyba umrze. Nie chce mi się iść na pogrzeb i wydawać kasy na kwiatki.
- Szkoda by było –
zgodził się rozłożony wygodnie na kanapie Axl. – Kasy w sensie.
- Dobra, najwyżej
się coś podpierdoli z jakiegoś klombu.
- Albo mu
stokrotek nazrywamy – zasugerował Steven.
Jak na zawołanie
drzwi otworzyły się na całą szerokość i stanął w nich Duff we własnej osobie.
Żywy i w dodatku w dobrym humorze. Podejrzanie dobrym.
- Co tak siedzicie
zamknięci w tej norze jak jakieś… - zastanowił się. – Nieważne – machnął
lekceważąco ręką. – W każdym razie po co się tu kisić, kiedy świat jest taki
piękny?
Przyjaciele
spojrzeli niepewnie najpierw na siebie, a potem na niego. Martwili się.
- Duff… - zaczął
Axl. – Co ci się kurwa stało?
- Stało? –
powtórzył blondyn i uśmiechnął się szeroko. – Znalazłem sobie pracę!
*bio-chem... Tego się nie da wytłumaczyć, to trzeba przeżyć
http://myhistory-gunsnroses.blogspot.com/ - nowy ;>
OdpowiedzUsuńOCZYWIŚCIE NA CAPSIE PISANY KOMENTARZ.
OdpowiedzUsuńDUFFY JEST ROZCZULAJĄCY WRĘCZ. Z TYM ŁUKIEM NAJPIERW, A POTEM KAWAŁEK PALCA (TO DRUGIE SŁODSZE) I TO, ŻE ZNALAZŁ SOBIE PRACĘ. MISZCZU. ŚWIAT NIE JEST PIĘKNY (NIESTETY) W MOIM MNIEMANIU. WAIT, WAIT, WAIT... CZY STEVEN SPOTKAŁ DZIEWCZYNKĘ, KTÓRA ZMIENIŁA IMIĘ NA DUFF, NAUCZYŁA SIĘ GRAĆ NA BASIE I POSTANOWIŁA ZOSTAĆ BASISTĄ (JAKOŚ TAK TO BYŁO, NIE?). SZKODA KASY NA KWIATKI, BO KWIATKI DROGIE SOM.
Hej :)
OdpowiedzUsuńSorry, że dopiero teraz komentuje, ale wiesz, nie miałam wcześniej czasu i tak dalej. Szkoła, dom, szkoła, dom.. i czasem znajomi, chociaż to juz mniej. Ale dobra, bo się zaczynam tu głupio tłumaczyc i gadam jakies głupoty zamiast przejsc do rzeczy.
No dobra, rozwalił mnie ten obrazek przepraszajacego Axla z rózyczką, haha. Ale że on sam wspadł na taki komysł, aby zajebać kwiatka? No to chyba jeszcze nie jest z nim tak źle. No Slash w takich okolicznosciach po prostu nie mógł odmówic. Chmem by był, jakby wsadził mu ta roże w dupę. Chociaż.. to też by była ciekawa opcja. Dobra, bo mnie zaczyna brać tu jakaś taka glupawka.
Hmm, Steven wyszedł na wolnosć. W końcu, wolność... ale tak się zastanawiam o co chodzi z tą dziewczynką? Mam nadzieję, że się dowiem.
Dobra, jak byłam małą rudą dziwczynką, to też robiłam z chłopakami (czyt moi dwaj poje... kuzyni) łuki i strzelaliśmy do róznych rzeczy. Ale nie przyszło nam do głowy, żeby strzeląc płonącymi strzałami do butelek z benzyną. A szkoda.. haha.
nadrobiłam i jestem z siebie dumna. i z Ciebie też, bo mi się świetnie czytało. dziękuję <3
OdpowiedzUsuńBUHAHAHUHEHUEHAHA.
OdpowiedzUsuńHmmmmmmm.
Martwię się o siebie.
Bo jak tak sobie czytałam o tym, że Axl strzelał do ludzi płonącymi strzałami to pomyślałam: ALeeeeee zaaajebiooozaaaa też tak chcem hahahha. Więc nie jestem pewna czy nadal chcesz czytać to chujostwo co teraz piszę. I przerażona odkrywam, że dużo klnę. Dupa. Znaczy pupa.
I ja też chcę taką różę na przeprosiny.
A nachlany Slash wydaje się nadwyraz inteligentny.
I przepraszam, że dopiero teraz, ale wiele czynników się na to złożyło XDD
I ten, weź ratuj, bo muszę rozdział napisać !
Hahahaha! Przeprosiny Axla! hahahahha *_________* jaram się tą Różyczką i tym przytuleniem Slasha jak mało czym :D
OdpowiedzUsuńStevie to jednak dobry chłopczyk jest. Chce pomagać ludziom, no przynajmniej się jakoś stara. Siostra Duffa też ma zajebiste teksty "Adler...Won." - chociaż z drugiej strony jak można tak potraktować Stevenka?!
No i zgodzę się z Nevermind, Slash po pijaku jest baaardzo inteligentny.
Duff-amorek! *_________* o jaaa... jak go tak sobie wyobrażam z chmurką na dupie, aureolką nad sianem na głowie i białymi skrzydłami oraz łukiem w ręce to...hahahaha samoistnie zaczynam się śmiać.
Aa no i co Axl próbowałby wskórać tym nożem sprężynowym?! O_O Jeeejku on to ma pomysły.
Jeszcze liczyłam na jakiś wielki pożar, albo chociaż wylądowanie chłopców w pudle za te zabawy z benzyną i ogniem, no ale kiedy przeczytałam te magiczne słowa Duffa "Znalazłem sobie pracę!" to o wszystkim zapomniałam :D
Po pierwsze, pokłony za tą zajebistą dedykację xD
OdpowiedzUsuńSkreślone "myślisz" jest piękne to na pewno ..;)
"Axl mógł mieć rację, bo faktycznie było trochę niewygodnie. Duff szybko to poprawił i naciągnął cięciwę. To znaczy, spróbował to zrobić. Cholerstwo okazało się być w obsłudze znacznie trudniejsze niż się spodziewał. Kiedy wreszcie mu się to udało, pojawił się kolejny problem. Strzała jakoś tak dziwnie latała i nie był w stanie utrzymać jej prosto. Po wystrzeleniu przeleciała całe 2 centymetry.
- Weź to lepiej oddaj, kaleko, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz – mruknął Slash." - jakbym widziała swoje własne wyczyny z łukiem..xd
Znalezienie pracy przez Duffa....hahah :D DŻINIUS xD
O! Tu jeszcze nie skomentowałam! xD Wiem, wiem, obiecuję to nadrobić od stu lat, ale co ja mogę, że z niektórych to już takie tępe dzidy? Znaczy ze mnie, żeby nie było niedomówień xD
OdpowiedzUsuńA więc... (musiałam jeszcze raz przeczytać, bo już tak z lekka mi się przykurzył ten rozdział gdzieś w bezdennych czeluściach mojej nieogarniętej głowy) "Axl szedł ulicą, wesoło pogwizdując. W ręce trzymał czerwoną różę, którą podpierdolił w jakiejś kwiaciarni, a w kieszeni miał nóż sprężynowy. To na wypadek, gdyby kolczasty badyl nie przekonał Slash’a do powrotu" xD I zaraz mam przed oczami ten zajebisty rysunek *__* Ej, swoją drogą, to mam nadzieję, że podziękowałaś ode mnie za rysunek na kartce pamiątkowej, co nie? ^.^
Dalej:
HAHAHAHAHAHAHAHAHAAHAHAHAHAHAHHAAHHHAHHAAHAHAHAHAHAHAHAHAAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHHAHAHAHAHAAHAHAHAHAHAAHAHAHAHAHHAAHAHAHAAHHAHAHAHAAHHAHAHAHAHHAHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAAHAHAHAHAHHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA. XDDDDD Rozbrajasz system. Nawet mimo, że wierzę w teorię równoległych wszechświatów, nie wierzę, że jest gdzieś wszechświat, w którym czytałam coś, so było śmieszniejsze od tego xDDD Po prostu jebłam na twarz. Matko, jakie szczęście, że zjadłam jogurcik zanim się wzięłam do tego rozdziału, bo coś czuję, że zaliczyłby spotkanie trzeciego stopnia nie tylko z moją koszulką, ale ze wszystkim, co się znajduje w promieniu pięciu metrów xD
Nie pamiętam już, dlaczego od razu nie napisałam Ci tu komentarza, ale pewnie albo czytałam z telefonu i się jebany nie chciał dodać, albo po prostu umarłam ze śmiechu.
Kiedyś mi się wydawało, że śmierć ze śmiechu jest super, ale jak tak teraz o tym pomyślę, to chyba jednak wolałabym zastrzelenie ognistą strzałą przez Axla... *____* Także jak kiedyś będą to ekranizować, a Axla będzie grał młody Axl (równoległe wszechświaty, pamiętaj! xD), to ja się pierwsza zgłaszam do takiej roli. Mam doświadczenie, bo grałam już kiedyś trupa. Jestem najlepszym kandydatem.
xD
Kończę, bo znów zaczynam pierdolić .__.
Ale ciągle chce mi się śmiać xDDDD