poniedziałek, 5 listopada 2012

Shuffle it all - Prolog

Ok, po pierwsze, u was nadrobię (głównie jeśli chodzi o komentarze, bo większość przeczytałam) jak tylko będę miała chwilę, bo ja już naprawdę nie wyrabiam.
Po drugie, tak, to jest kolejne opowiadanie, bo nie miałam kiedy skończyć rozdziału do któregokolwiek z poprzednich. Tak więc, zgodnie z zapowiedzią, wrzucam wszystko, co mam. Czyli opowiadanie o Izzy'm, tym razem.

Anicie, bo wciąż to czytasz, masz pisać swoje i to jest to, o czym ci opowiadałam wtedy na urodzinach.
I Lizzie, bo jak przeczytałam dzisiaj komentarz od ciebie, to mi się znowu żyć zachciało. I nie mogę doczekać się tej soboty.


To nie tak, że prochy i alkohol są dla mnie podstawą jakiejkolwiek rozrywki. No dobra, po części może i owszem, ale nie o to przede wszystkim chodzi. O co w takim razie? Nie będzie to łatwe, ale spróbuję wyjaśnić.
Zacznę od tego, że nazywam się Izzy Stradlin i nie byłem rozpuszczonym gówniarzem, bawiącym się w używki żeby zaimponować znajomym. Taa, odezwał się Pan Doskonały, który rozumie i czuje więcej niż cała reszta świata, przez co jest lepszy, a to, że przy okazji jest ćpunem, to tylko dlatego że miał jakiś ważny powód. A w ogóle to i tak nikt tego nie zrozumie, ponieważ tylko on jest na tyle świadomy. I jeszcze to przecież nie jego wina, inni mają lepiej i łatwiej, a on miał przejebane już na starcie.
Nie. Nigdy nie uważałem siebie za lepszego od innych i kurde słusznie. Wielu ma gorzej ode mnie i jakoś sobie radzi. A ja co? Jestem żałosny. Myślicie, że przesadzam? A wiecie, jakie to uczucie, kiedy ze łzami w oczach, ryjem przy ziemi i trzęsącymi się rękami błagacie mającego was głęboko w dupie człowieka o oddanie jednej działki „na krechę”? Kiedy słyszycie jak on was wyśmiewa, ale nic was to nie obchodzi, bo jesteście w stanie poniżyć się jeszcze bardziej dla kilku gramów białego proszku? Nie? W takim razie powinniście się cieszyć.
Już mną gardzicie? Świetnie, może teraz rozumiecie trochę bardziej, jak się czuję, spędzając ze sobą całe życie. Bo ja też sobą gardzę, wiecie? I nienawidzę siebie za tą słabość, ale jednocześnie nie potrafię nic z tym zrobić. Miałbym przestać brać? Pomysł może i dobry, z realizacją gorzej. Po pierwsze, musiałbym całkiem odciąć się od prochów, a bycie dilerem znacznie to utrudnia. Z kolei ta „praca” jest moim jedynym źródłem utrzymania, więc równie dobrze mogę od razu iść skoczyć z mostu. A po drugie…
Wyjaśnię to tak. Człowiek się rodzi i jest szczęśliwy. Nieważne jak bardzo wszystko jest do dupy, zawsze zdarzają się lepsze chwile i choćby ze względu na nie życie ma jako taki sens. A później się dorasta i przestaje być tak kolorowo. Cokolwiek by się nie działo, zawsze jest się tym pokrzywdzonym, nikt inny na pewno nie ma racji i trzeba to dzień w dzień udowadniać. Jednak to też mija. Jakoś zaczyna się układać, człowiek robi to, co lubi i ma złudne poczucie szczęścia. Do czasu. To przychodzi nagle, po prostu w pewnym momencie zauważa się bezsens całej sytuacji. Niby nic się nie zmieniło, ale jest jakoś inaczej. Ma się takie denerwujące wrażenie, że właśnie się coś bezpowrotnie traci, coś naprawdę ważnego, ale za cholerę nie ma się pojęcia, jak temu zapobiec. Potem jest już tylko gorzej, wewnątrz odczuwa się dziwną pustkę, którą koniecznie trzeba czymś wypełnić. I tu z pomocą przychodzą nam narkotyki.
Oczywiście, to miał być tylko raz. Nikt nie planuje zostania ćpunem, prawda? Przyjechałem do Los Angeles, zupełnie obcego mi miasta, mając ze sobą wystarczająco dużo pieniędzy żeby przeżyć przez jakiś czas i głównie grałem na gitarze albo spacerowałem obserwując ludzi. Jeśli jest się wystarczająco uważnym i nie ma się nic lepszego do roboty, to już po dwóch tygodniach można rozpoznawać dilerów. Pomyślałem wtedy „Dlaczego nie?”. Ta, jasne, pomyślałem. Gdybym pomyślał, to pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej. A może nie? W każdym razie nie widziałem żadnego zagrożenia w torebce heroiny. Hej, chciałem tylko spróbować, tak? Przekonać się jak to jest. Obiecałem sobie, że to będzie tylko ten jeden jedyny raz. Chyba wtedy po raz pierwszy złamałem obietnicę daną samemu sobie.
Jak było? Zajebiście. Przynajmniej dopóki prochy krążyły mi w żyłach. Tego, co było potem, wolałbym nie wspominać. Naprawdę nie rozumiecie jak można to sobie robić, mam rację? Jak można w pełni świadomie doprowadzać do swojej powolnej śmierci? Zanim zacząłem brać, moje życie było beznadziejne. Niby miałem jakieś tam ambicje, marzenia (kto nie ma?), ale to wszystko się tak naprawdę nie liczyło. Było za wysoko, choćbym nie wiem jak bardzo się starał żeby to zmienić. Nie będę wciskał wam kitu, że prochy mi pomogły, ale… Wcześniej przez cały czas było do dupy. Teraz jest gorzej, ale od czasu do czasu (czyt. kiedy jestem naćpany) jest wspaniale. Wspaniale? Nie wierzę, że to napisałem. Nawet, jeśli przez chwilę jestem szczęśliwy (?!), nie jest to warte takiej ceny. No cóż, za późno.
Przez dłuższy czas żyłem w błogim przekonaniu, że wcale nie jestem uzależniony. Że mam nad tym kontrolę, że mogę przerwać w każdej chwili, ale po prostu nie czuję takiej potrzeby. Kogo ja próbowałem oszukać? Jednak w końcu przyszedł taki moment, że musiałem zadać sobie jedno arcyważne pytanie: „Co ja kurwa wyprawiam?”. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego upokarzam się przed ludźmi, których nic nie obchodzę. Przerażało mnie to. Zacząłem się zastanawiać i zdałem sobie sprawę, że już dawno wszystko wymknęło mi się spod kontroli. I nic z tym nie mogłem zrobić.
Wiecie, co mogłoby pomóc? Wsparcie osoby, której by na mnie zależało. Tylko że nikogo takiego nie mam. Co, rodzina? Oni nie znają Izzy’ego, znają Jeffrey’a Isbell’a. Czy raczej znali, bo on już odszedł, zginął śmiercią tragiczną czy co tam jeszcze. Izzy Stradlin jest dla nich obcą osobą, zresztą tak samo jak oni dla mnie. No dobra, jest ktoś jeszcze. Axl. Ale… No, Axl to Axl. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, kiedy coś mu odbije i zacznie bez powodu rzucać meblami. Z drugiej strony, wiem że mam tylko jego i on chyba ma tak samo. Kurwa, to zaczyna przypominać wyznania geja. Koniec tematu.
I to chyba wszystko, co mam do powiedzenia. Wszystko, co mam na swoje usprawiedliwienie, chociaż właściwie nie muszę się usprawiedliwiać. Przecież wcale nie obchodzi mnie opinia innych. Ani trochę. Naprawdę. Tylko w takim razie dlaczego o tym wszystkim mówię?


8 komentarzy:

  1. Izzy *___* jeeeezusmaryja! Toż to piękne, poruszające i... pouczające? W pewnym stopniu na pewno. Nie wiem, czy Ty sama coś takiego przeżyłaś, ale chyba nie, więc masz doskonałą wyobraźnię. "Kurwa, to zaczyna przypominać wyznania geja." hahaha to był zdecydowanie najlepszy tekst tego prologosu :D w sumie to już wiem, że to będzie coś pięknego, śmiesznego, no bo co jeśli rozbawiają mnie teksty typu "Axl to Axl. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, kiedy coś mu odbije i zacznie bez powodu rzucać meblami." no jebłam, przy tych meblach szczególnie. Teraz tylko pozostało mi czekać na taki cudowny rozdział, w którym to Izzy pozna swoją gołąbeczkę i będzie miał to poczucie, że jest potrzebny, a życie wcale nie jest takie beznadziejne.
    Przepraszam, że tak krótko, ale nie za bardzo mam czas na wyjebane w kosmos komentarze :<
    Uwielbiam Cię! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No hej. >:D (Nie wiem czemu akurat taka twarz, po prostu się jakoś napisało)
    Ojej, mi? ;__; (No sorka, ostatnio nadużywam tej twarzy xD) Naprawdę mi? Taki najpiękniejszy na świecie prolog mi? (No, w sumie mi to tylko tak przez przypadek w zasadzie, ale dawno już się aż tak nie jarałam dedykacją *___*) Boże, zaszczyt jak mało kiedy.
    Izzy. No gdyby te wykłady o narkotykach w szkołach wyglądały tak, to może naprawdę do kogoś by dotarło co tak naprawdę znaczy uzależnienie. Bo czasem mi się zdaje, że nie każdy to rozumie... "Hej, chciałem tylko spróbować, tak? Przekonać się jak to jest. Obiecałem sobie, że to będzie tylko ten jeden jedyny raz." - Dokładnie. Albo ci wszyscy którzy mówią "będę ćpać, bo tak robili wszyscy moi idole! Chcę być jak oni!" kiedy oni dzień za dniem żałują. Zamiast nauczyć się czegoś na ich błędach, powiedzieć "Nie będę ćpać, bo pomyśl co by było, gdyby moi idole tego nie robili? Może żyliby dłużej, graliby lepiej? Koncertowali?" Ale w sumie to chyba nie jest miejsce na takie przemyślenia xD Tu jest komentarz, tu się czci i wielbi autora za to, co nam daje. I trochę tylko się zastanawiam jak niby jeszcze mogłabym Cię wychwalić, kiedy wydaje mi się, że wyczerpałam już cały swój zasób komplementów :c A tutaj należałoby najlepiej walnąć je wszystkie, jeden po drugim.
    Idealnie, moim zdaniem, wczuwasz się w sytuację (to zabrzmiało jakbyś była ćpunką, ale to się wytnie. Nie to miałam na myśli xD) i do tego ten prolog jest tak idealnie dopracowany. Nie ma powtórzeń, żadnych błędów, cały czas się czuję, jakby sam Izzy stał na jakimś podwyższeniu i opowiadał to garstce ludzi, którzy przyszli na jego "wykład." W startych jeansach i luźnej koszuli, z papierosem w ustach, mimo że na sali jest zakaz palenia. Nikt nawet nie szepcze, wszyscy słuchają... I dopiero na końcu trochę bardziej jakoś tak listowo się robi, już nie ma wykładu, tylko jest Izzy siedzący za biurkiem i od czasu do czasu odrywający wzrok od kartki, żeby pomyśleć jak sformułować myśli.
    No po prostu jest magicznie.
    Albo raczej nie powinno tam być "po prostu," bo "po prostu" to może być "fajnie," "super," "świetnie"...
    A tu jest, kurwa, magia.

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW....
    Szczerze, trochę mowę odejmuje, ale nie, żeby coś było nie tak napisane - przeciwnie.... Moi poprzednicy w komentarzach pisali, że się wczułaś.. i kurcze naprawdę się wczułaś, pozwoliłaś nam uwierzyć, że to nie ty, tylko Izzy, a to nie lada sztuka, także dostałabyś 6+ :)
    To opowiadanie idealnie obrazuje naszą wakacyjną rozmowę i powiem ci, że teraz to wszystko bardziej rozumiem(oto jest powód, dla którego chciałam to czytać w domu), bo ostatnio ten fragment nabrał większego znaczenia.. "To przychodzi nagle, po prostu w pewnym momencie zauważa się bezsens całej sytuacji. Niby nic się nie zmieniło, ale jest jakoś inaczej. Ma się takie denerwujące wrażenie, że właśnie się coś bezpowrotnie traci, coś naprawdę ważnego, ale za cholerę nie ma się pojęcia, jak temu zapobiec" ....
    Tylko, że mimo wszystko, najważniejsze w tym wszystkim jest to, że "Nieważne jak bardzo wszystko jest do dupy, zawsze zdarzają się lepsze chwile i choćby ze względu na nie życie ma jako taki sens."....

    OdpowiedzUsuń
  4. No dobrze.
    Właściwie nie wiem od czego zacząć, bo postanowiłam, że cię jakoś zmotywuję do życia i w ogóle wszystkiego, ale nie jestem w tym zbyt dobra, więc jeśli masz czas to przeczytaj moje głupie myśli na temat tego cudownego tworu.

    Swoją drogą ostatnio masz jakąś dziwną wenę, najpierw Dark Days, teraz Shuffle it all, no no no oby tak dalej. ; ) I przykro mi, bo nie przeczytałaś nowego rozdziału u mnie ofkors to był taki żarcik, bo jak wiesz ja się dziwię, że w ogóle któżkolwiek czyta moje wypociny ;> .

    No to teraz przejdźmy do części o owym rozdziale. :D

    Ty tak zawsze robisz i chyba teraz ja powinnam więc:
    IZZY *___________________________________________*
    Matko to jest takie piękne, że moje beznadziejnie dobrane i idiotyczne słowa nie umieją tego odpowiednio opisać. Tylko... nie wiem. Czuję się jak Izzy XD (no co, muszę się dowartościować from tajm tu tajm). Ale naprawdę, ja się z nim utożsamiam (tak to się pisze? o>O) Też się brzydzę sobą, bo ostatnio się staczam i to nie jak toczący się kamyczek, a jak gówno w sedesie ;< i się wczułam w jego sytuację. i się jaram teraz, bo baaaaaaaaaardzo mnie ciekawi co dalej *____* i sprawiłaś, że myślę, że czas się ogarnąć, bo ostatnio mam dziwną odmianę depresji, ale JUŻ MI LEPIEJ. JAKŻE TY PIĘKNIE TO OPISAŁAŚ ! KOBITO ! Czuję, że będzie zajezajezajezajezajezajebiście.
    A teraz przepraszam, że w sumie krótko, ale naprawdę to jest tak magiczne, że po prostu nie nadaję się by to komentować i i idę wpieprzać coś słodkiego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzię dobry! Jaki piękny dzień! Nowy rozdział... Gdzieś, gdziekolwiek, więc banan na twarzy zagwarantowany. Coś zupełnie nowego? Tak, tak, tak! Uwielbiam, kiedy jest coś nowego! Niezależnie o czym jest, a tutaj, o ile się dobrze zorientowałam, to jest o.... IZZY'M. Zawsze mi go jakoś brak w opowiadaniach, ale tutaj jest doskonale! "Przemyślenia ćpuna, który gardzi sobą i nie obchodzi go opinia ludzi, więc pragnie wam opowiedzieć swoją historię" (taki tytuł powinno mieć to opowiadanie). Swoją drogą, jak szybko się u ciebie zrobiło więcej opowiadań. Było sobie takie jedno o i nagle... Trzy! Gały wyłażą :o Tak, mój komentarz jest nieskładny i beznadziejny, ale kto by się tam przejmował (może ty, więc przepraszam xD).
    "Pomyślałem wtedy: "Dlaczego nie?""
    Hm... Pomyślmy. Wypiszmy argumenty za i przeciw.
    Za:
    1) Tak sobie spróbować, co nie?
    Przeciw:
    1) Umrzesz marnie
    2) Umrzesz marnie
    3) Umrzesz marnie bez poczucia spełnienia!
    Ej, to ja się cofnę, bo jeszcze tego tu nie skomentowałam:
    "Nikt nie planuje zostania ćpunem, prawda?"
    Ja się obawiam, że po tej modzie na Gunsów ktoś jednak będzie planował. Brrry! Nienawidzę tego, tego "trendu" :<
    No to jeszcze się cofnę!
    "A wiecie, jakie to uczucie, kiedy ze łzami w oczach, ryjem przy ziemi i trzęsącymi się rękami błagacie mającego was głęboko w dupie człowieka o oddanie jednej działki „na krechę”?"
    Ty to umiesz wykreować taki przerażający obraz. Nie, mamo, nieee! :(
    Za to końcówka... Końcówka jest absolutnie niesamowita! Nie wiem czego to zasługa (ciebie no xD, ale nie wiem jak to zrobiłaś), ale mi się podoba, uwielbiam to!
    I dzień robi się piękniejszy, banan na twarzy jest!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra, a ja się nie będę jarała, że Izzy bo ostatnio jakoś tak Sreadlina jest dużo w opowiadaniach. Chyba ma gościu swoje pięć mintu, haha.. ale to nie zmienia faktu, iż cieszy mnie, że Izzy. Aczkolwiek, to że Izzy jest w prologu, to nie znaczy, że całe opowiadanie ma być głownie o Stradlinie. Tak mi się wydaje.

    No i mamy tu jego przemyślenia. O tym, jak to się stało, że ćpam, kiedy nigdy nie chciałem ćpać, bo chciałem tylko spórbować. No pewnie, takie pytanie zadaje sobie większosc uzaleznionych, kiedy uswiadamia sobie, iż ma z tym problem. Bo chyba najgorzej jest dość do wnisoku, że ma się problem. No dobra, ale ostatnio tak na takim dziwnym przedmiocie, jak prepeudetyka zdorowia, co kolwiek to oznacza miała o uzaelznianiach. No i tam były takie dwa modele osobowosci. Jeden wezmie raz i juz nie wezmie, bo zobaczy, jak to jest i to mu wystarcza, a drugi wezmie raz i wpadnie w to gówno, bo mu ten raz nie wystarczy. Wychodzi na to, ze Izzy, Slash, Steven, bo nie wiem, jak Duff, ale on podobno hery nie brał, to własnie był ten drugi typ osobowosci. Któtko mowiac dupy wołowe, haha.. no ale cóż.. no bywa. Jednak chyba najlepiej wcale jest nie brać.

    Chyba napisałam nie na temat. Jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na górze wszyscy się rozpisali, ale mnie za bardzo ruszyło, żeby rzucać tu jakimiś dennymi słowami, które chuj się będą miały do tego, co kotłuje mi się w głowie, więc powiem tylko jedno: Kocham Cię.

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie nowy kawałek niekończącej się historii Johna :D ^^:):P:-) napierdzieliłam ci emotek, to mogę iść.

    OdpowiedzUsuń