niedziela, 11 listopada 2012

Shuffle it all - Rozdział 1

Jedna ważna sprawa. Bo ja tak w sumie informuję wszystkich o wszystkim, a tak sobie zdałam ostatnio sprawę, że może nie wszystkim się to podoba (cóż za poprawne zdanie...). Nie będę prosić jeszcze raz, żeby każdy, kto chce być informowany mi o tym napisał, ale jak ktoś właśnie nie chce, to wtedy niech mi napisze. To przestanę. Kończę lepiej, bo przeraża mnie poprawność tego tam.
A, i jeszcze jedno. Wbrew pozorom to naprawdę nie jest love story, bo ja po prostu nie umiem czegoś takiego pisać. I nie chcę.

Dla Lise i Sonn, za wczoraj. Uwielbiam was, serio. A przy okazji, dzięki Google odkryłam, że ten złowrogi ptak to wrona.

Z moim życiem to jest tak.
Żyję i nawet nie mam ochoty jakoś specjalnie narzekać. Ale równie dobrze mógłbym jutro umrzeć. Nie znaczy to, że tego chcę – gdybym chciał, to już dawno bym ze sobą skończył, bo współczesny świat oferuje samobójcom szereg możliwości. Po prostu moje życie jest mi raczej obojętne.
To chyba jest tak, że na niczym mi tak naprawdę nie zależy. Smutne, prawda? I prawdziwe, niestety. Albo może wcale nie niestety? Jakby nie patrzeć, takim skurwielom zawsze jest w życiu łatwiej.
- Izzy? Izzy, kurwa, mówię do ciebie.
Przestałem grać i spojrzałem na stojącego nade mną Axl’a. Rudy wyglądał na zniecierpliwionego, trzymał ręce w kieszeniach i przytupywał nerwowo. Musiałem się nieźle zamyślić, skoro wcześniej go nie zauważyłem. Jeszcze chwila i pewnie czymś by we mnie rzucił. Akurat tu miałby pole do popisu, bo w garażu, w którym obecnie mieszkaliśmy, pełno było różnych śmieci, mogących służyć jako narzędzie przemocy. Nie raz miałem okazję się o tym przekonać.
- Powtórz – rzuciłem krótko.
- Znalazłem kogoś, kto jest zainteresowany stworzeniem zespołu – pochwalił się, a irytacja na jego twarzy w ułamku sekundy zamieniła się w dumę. – Umówiłem nas z nimi na jutro.
- Świetnie.
I tak nie wierzyłem, że coś może z tego być. Który to już raz słyszałem ten tekst? Nawet nie chce mi się liczyć. Pójdziemy, najebiemy się i więcej nie zobaczymy. To już prawie tradycja.
- Tym razem zapowiada się całkiem ciekawie – dodał Axl.
- Nie wątpię.
Nie wiem, czy wyczuł ironię. W każdym razie chyba naprawdę wierzył w to, co mówi. Dawno nie widziałem go w tak dobrym nastroju. I właśnie w tym momencie zdałem sobie sprawę, że mam tego dość. Dość mieszkania w garażu, dość czekania na cud… Nie, jednak garaż przeszkadza mi bardziej. Niby po pewnym czasie można się przyzwyczaić, ale kiedy ma się świadomość, że można mieć coś lepszego...
- A ty gdzie? – zapytał Rudy, widząc, że mam zamiar wyjść.
- Znaleźć sobie mieszkanie – wyjaśniłem.
Axl uśmiechnął się pod nosem, rozumiejąc, co mam na myśli.
- Tylko pamiętaj o jutrzejszym spotkaniu – przypomniał.
Machnąłem ręką na znak, że pamiętam i wyszedłem. Przyjdę na to całe spotkanie, a co mi tam. Skoro Axl’owi tak zależy… A zresztą, może wyjątkowo coś z tego będzie?
Trafiłem do parku, gdzie znalazłem wolną ławkę. Musiałem opracować sobie jakiś plan czy coś w tym stylu, bo jakbym chciał improwizować, to pewnie całe życie spędziłbym w garażu. Notabene, myśl o garażu była dobrą motywacją do wytężenia mózgu i wszystkich pokładów uroku osobistego.
Kiedy tak sobie myślałem, poczułem, że ktoś mi się przygląda. Uniosłem głowę i zauważyłem całkiem ładną szatynkę, która siedziała naprzeciwko mnie. I, kurwa, muszę być niezłym chujem, bo pierwsze, o czym pomyślałem, to, że nada się idealnie jako mój cel.
Uśmiechnąłem się do niej.
Najwyraźniej ośmielona tym prostym gestem podeszła do mnie i usiadła obok. Jeszcze przez chwilę po prostu mi się przyglądała, po czym zaśmiała się cicho. No takiej reakcji to się raczej nie spodziewałem, więc posłałem jej zdziwione spojrzenie.
- Wybacz – zreflektowała się. – Po prostu jak cię zobaczyłam, to w pierwszej chwili chciałam podejść i dać ci jakieś drobne na jedzenie – znowu się zaśmiała.
Że co kurwa?
- Eee… - Zagięła mnie! No i co ja jej niby miałem powiedzieć? – Jeśli to jeszcze aktualne, to ja drobnymi nie pogardzę… - mruknąłem.
Przecież mogłem wstać i uciec, czego nie zrobiłem, więc moja reakcja nie była aż taka znowu głupia. Dziewczyna znowu się zaśmiała. Co ona, nienormalna jest? Przynajmniej tyle dobrego, że najwyraźniej potraktowała moją wypowiedź jako żart.
- Wiesz, z daleka wyglądasz trochę jak żul – dodała. – Ale z bliska…
- Jeszcze gorzej? – zapytałem z zapewne głupią miną.
Ale co w tym kurwa było śmiesznego?! Zaczynała mnie już drażnić tą swoją wesołością. Jednak z drugiej strony sama się do mnie odezwała, więc wciąż miałem jakieś szanse… Znowu się uśmiechnąłem.
- Chciałam powiedzieć, że z bliska wyglądasz całkiem normalnie – dokończyła.
- Normalnie?
Jeśli ja, według niej, wyglądam normalnie, to w jakim towarzystwie ona musi się obracać? Zaczynałem poważnie zastanawiać się, czy chcę mieć z nią cokolwiek wspólnego, nawet jeżeli chodziło mi tylko o mieszkanie.
- No… - zawahała się. – Normalnie jak na to miasto – potrząsnęła głową. –  Zresztą, nieważne.
- Nie jesteś stąd, prawda? – Nie, to wcale nie było takie oczywiste. A nawet jeśli było to i tak mogłem zapytać. Dla podtrzymania rozmowy, chociażby.
Zwiesiła głowę i pokręciła nią jakoś tak smutno.
- Tak w ogóle to jestem Izzy – przerwałem milczenie.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się blado. Kurwa! Nie chce mi się teraz jej pocieszać. Ale mieszkanie…
- Selene – przedstawiła się.
- To… Chciałabyś o tym pogadać?
- A chciałbyś o tym posłuchać?
- Nie mam nic przeciwko.
No przecież nie będzie opowiadać historii swojego życia dopiero co poznanemu facetowi, którego wzięła za żula.
Opowiedziała.
Dowiedziałem się, że jest z Seattle, że miała jakieś problemy z rodzicami i coś tam jeszcze, że stwierdziła, że ma już tego dosyć i dlatego właśnie uciekła, a nawet, że kiedy jeszcze się nad tym zastanawiała, zdechł jej pies, co uznała za „krzyk losu, wskazujący jej drogę” (?). A teraz jest sama w Los Angeles, chciałaby pójść na studia, ale z powodu braku kasy pracuje jako kelnerka, tęskni za domem, ale nie może tam wrócić… Pierdoliła tak ze trzy godziny, a ja przez cały ten czas przytakiwałem na znak, że słucham. Opłaciło się.
- Kurczę, jestem beznadziejna – zakończyła. – Marudzę ci bez sensu, a ty… Dziękuję, że mnie wysłuchałeś.
- Nie ma sprawy – odpowiedziałem luźno, w myślach zgadzając się z nią w 100%. – I wcale nie jesteś beznadziejna.
- Tak myślisz? – uśmiechnęła się lekko.
NIE!
- Oczywiście, że tak – potwierdziłem.
- Słuchaj… - po raz kolejny się zawahała. Co za niezdecydowany człowiek, no. Kobiety już chyba tak mają. – Późno już, a my tak tu siedzimy… Może… Może wpadłbyś do mnie, co? Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałam od tego gadania. Tylko wiesz, nie chcę żebyś źle mnie zrozumiał…
Zaprasza mnie do siebie. Co tu można źle zrozumieć?
- Jasne – rzuciłem, nie mając pojęcia, o co jej chodzi.
A więc nakarmi mnie i nie będę musiał spać w garażu. Nic więcej nie potrzebowałem do szczęścia. Swoją drogą, ta cała Selene była strasznie naiwna. A jakbym zamierzał ją zgwałcić, zamordować i okraść? Zresztą, nie moja sprawa. No dobra, trochę jednak moja… W myślach podziękowałem jej bliższej i dalszej rodzinie za to, że nie nauczyli jej nie ufać obcym ludziom spotkanym na ulicy. To dzięki nim wstaliśmy w końcu z tej cholernej ławki i poszliśmy do jej mieszkania.

Taa, wiem, Selene... No cóż, bio-chem, musicie mi jakoś to wybaczyć.

6 komentarzy:

  1. "Żyję i nawet nie mam ochoty jakoś specjalnie narzekać. Ale równie dobrze mógłbym jutro umrzeć. Nie znaczy to, że tego chcę – gdybym chciał, to już dawno bym ze sobą skończył, bo współczesny świat oferuje samobójcom szereg możliwości. Po prostu moje życie jest mi raczej obojętne." .... Hmm..gdzież to ja to słyszałam.... Ale widzisz, nawet dla Izzy`ego się los trochę uśmiechnął, no nie? Tekst jak zawsze bomba i wiesz co jest najlepsze....? Że nie zrobiłaś z tego oklepaknego i mdłego "lafstory", tylko właśnie coś zupełnie innego i to mi się całkiem podoba :) Sarkazm doprawiony zajebistym humorem Izzy`ego....cud, miód i orzeszki :)
    " - Nie ma sprawy – odpowiedziałem luźno, w myślach zgadzając się z nią w 100%. – I wcale nie jesteś beznadziejna.
    - Tak myślisz? – uśmiechnęła się lekko.
    NIE!
    - Oczywiście, że tak – potwierdziłem." - hahha..xD to jest piękne..:P
    I jeszcze jedno - bio-chem bio-chemem, ale Selene to strzał w dziesiątkę(sama mam w jednym scenariuszu takie imię :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)

    Ha, tym razem wyjątkowo szybko przeczytałam i skomentuje. Pomiając fakt, że dochodzi 9 rano, a ja nie mam nic innego do roboty. No dobra, u mnie w domu chyba mają rację, że jestem już uzależniona i trzeba coś z tym zrobić. Agrrrr.. bo znów zaczyna pisać głupoty zamiast tak normalnie przejsć do komentarza na temat rozdziału.

    Ha, przy prologu nasunęły mi się te dwie osobowiści, co do uzaleźnienień, a tereaz to na myśl przyszła mi piramida potrzeb Maslowa. Dobra, szkołą też za bardzo żyje, ale co ja mogę na to poradzić, ze wszędzie teraz widzę albo zarazki, albo coś mi się układa do psychologi. Szkoła medyczna niszczy człowieka, haha, ale odbiegłam znów od tematu. No to te potrzeby. Taaa, to jeśli człowiek ma zapewnione wszystkie potrzeby fizilogiczne, to ma potrzebe bezpieczenstwa, czyli w sumie domu, prawda? Maslow twierdzi, ze jak ludz nie ma spełnionej potrzeby bezpieczenistwa, to bedzie siedział na smietniku ( w tym przypadku w grazu) załamany i tak sobie umierał w swojej beznadzieji. No dobra, ale jakas tam polska pielęgniarka Stefania Wołynka chyba stwierdziła, ze jak człowiek nie ma tej potrzeby, to będze dązył do tego, aby właśnie ja zaspokoić i uzyskać ten dom. No i prosze bardzo, na przykładzie Izzy'ego Stradlina wychodzi na to, że Wołynka miała rację, a Maslow może sobie teraż bimbać. Haha, Izzy poszedł szukać mieszkania. No co prawda, jak każdy, kto czegoś szuka musiał ustalić sobie plan działania. Ale przerwała mu to jakaś dziwna dziewczyna. No tylko, ze w tym momencie mieszkanie spało mu jak z nieba, bo zaprosiła go do siebie. Czytając teraz biografię Slasha, to nawet mogę stwierdzić, że tak było w rzeczywistosci. No taaa, kto kombinuje, ten żyje i jakoś radzić sobie trzeba.

    Selene faktycznie jest dość naiwna, mogę nawet powiedzieć, że trochę taka głupituka, ale jest w tym urocza? W sumie, to nie mam wobec niej jakiś negatywnych uczuć, a muszę powiedzieć, że nawet ją polubiałam. Ale taa, nie zaprasza sie do domu obcych facetów, któzy wyglądaja jak żule, bo to jednak różnie może być.

    Kiedy mi zdech piesł, to też twierdziłam, że to jest pewien znak, aby wyjechac do ojca, do Szkocji. Wcześniej nie miałam, bo był jednak probelm z papierami, aby tego psa wyziweźć za granice, ale jak już go nie ma, to droga wolna.. taaa. poczułam ten zew, ze mam jedchac, ale zostałam w Polce. Cóz...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, ja nie wiem jak ty możesz takie piękne/zajebiste/cudne/wielbione przeze mnie/wciągające komentarze ;3 Po prostu są o nieeeeeeeeeeeeeeeeeeebo lepsze niż moje rozdziały hahaha. I uprzedzam, że jestem po próbnych testach gimnazjalnych (więc mój umysł jest otwarty na informacje: HAHAHAHA dooooobry żarcik, raczej mi odpierdala cały dzień i prawie się śmiałam z jednego chłopaka na przystanku, co słucha SOADu, a to by było niekulturalne... a ciebie to nie obchodzi XD)i może być dziwnie, plus jestem głodna i czekam na pizzę.

    A teraz tak co do rozdziału... lubię Izzy'ego :D Chce się peiprzyć z jakąś lasencją i o tym mówi - tak trza trzymać, a nie gadu gadu gadu... swoją drogą jakby taki Izzy wysłuchał mojej 3-godzinnej pierdzielaniny o swoim nieszczęściu to sama bym mu zaproponowała ciepły posiłek w domu (czytaj między wierszami, moja droga hahaha) i w ogóle rzuciłabym się na niego, bo w ogóle ktoś chce mnie słuchać. Swoją drogą trochę chamska jest, chociaż jak ja siedzę z przyjaciółką pod mostem (lol co ja ci tu piszę, jeszcze ci lol napisałam i to dwa razy) to wszyscy mają nas za ćpunki (co w sumie nie jest takie... nieprawdziwe), no ale sory, żeby 89768906578 osób pytało nas o szluga? LUDU! Co do samej Selene to jakaś taka dziwna się wydaje, a może to ona Izzy'ego pragnie chce pożąda i go zgwałci i zatrzyma dla siebie?

    NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE to by było złeeeeeeeeeee.
    TO POWINNAM BYĆ JA.
    Dobra, idę jeść pizzę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na rozdział 5 http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Możesz mnie spokojnie zabić za to, że dopiero teraz komentuję i to tylko pierwszy rozdział, ale system mi się w laptopie zakręcił i dopiero jutro będzie naprawiony, co znaczy, że, jak dobrze pójdzie, dopiero w czwartek go odzyskam.
    Przeczytałam i prolog i rozdział, a teraz spróbuję je jakoś podsumować w komentarzu.
    Tak na początku to chciałam zapytać, czy będziesz w ogóle kontynuowała to wcześniejsze opowiadanie, którego tylko prolog i pierwszy rozdział tu się pojawił, bo przyznam, że bardzo mnie wciągnęło, chociaż Stradlina też lubię i chętnie o nim poczytam w tym nowym wydaniu.
    Z narkotykami zawsze tak jest, że jak raz się spróbuje, to potem człowiek się wciąga w ten syf na dobre. No dobra, może nie zawsze, bo w moim przypadku tak nie było, może tylko dlatego, że w ogóle na mnie nie podziałały, więc uznałam, że po co kasę wydawać na coś, co nie daje żadnego efektu, już wolę napić się wódki.
    Ale jak widać na Stradlina podziałały i bardzo mu się to spodobało. Mam nadzieję, że ma tak silną wolę, że z pomocą Selene uda mu się wyjść z nałogu. Chyba, że Selene, o której w sumie niewiele wiemy, też bierze albo Stradlin ją wciągnie w branie.
    Hm... Jak znam życie, to na pewno trochę tam w ich życiu namieszasz, więc będę czytała dalej, żeby zobaczyć, czy moje obawy były słuszne :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cocococococco?! Gdzie mi umknęło, że powiadamiałaś o nowym?! :oooo Czemu nie krzyczałaś, że nie komentuję, czy coś?
    Matko, koooooooocham ten rozdział. Nie tylko dlatego, że jest o Izzym, żeby było jasne. Kocham w nim WSZYSTKO, kocham jego idealność, kocham Twój styl, kocham Twojego Izzy'ego, bo jest najlepszym Izzym, jakiego czytałam (jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmiało xD), kocham naiwną Selene (tak a'propos chemii, dostałam ostatnio piątkę z kartkówki, chyba za dużo się z Tobą zadaję i coś na mnie przeskoczyło xD xD Nie żebym miała coś przeciwko... Nawet przyjemne uczucie xD), która jest z Seattle i pierwsze co mi przyszło do głowy jak to przeczytałam, to że ona musi być siostrą/byłą dziewczyną/obecną dziewczyną/przyjaciółką, niepotrzebne skreślić, Duffa xD A potem stwierdziłam, że w sumie w Seattle mieszka całkiem sporo ludzi i nie koniecznie wszyscy muszą być spokrewnieni z Duffem. Albo z nim sypiać. Whatever. xD No, w każdym razie mam takie podejrzenia, ale już nie uważam, że to PEWNE, bo mogłaś tylko chcieć mnie nabrać, a potem się śmiać złowieszczo, kiedy będę rozczarowana ogryzać ramę od łóżka. Co ja tak w zasadzie piszę... -.-
    KOCHAM TEGO IZZY'EGO, wspominałam? xDD Ale serio. Aż sobie nie mogę wybaczyć, że nie zagłosowałam na to opowiadanie w ankiecie (chyba xD bo w sumie to nie pamiętam na co zagłosowałam. Przypomniało mi to o naszym zakładzie. Kurde, muszę coś wymyśli zanim zupełnie zapomnę xD), bo chyba mogę powiedzieć śmiało (chyba na pewno xDDD), że to moje ulubione z Twoich opowiadań. I jedno z ulubionych w ogóle.
    Tak w ogóle to to ma dedykację. I to dla mnie (i dla Marychy, ale kto by się tam przejmował xD) *____________* Ojej.
    Wrona? Pfffff! A ja myślałam, że to coś bardziej złowrogiego... Szkoda xD
    IZZY.... *___________* No i teraz zapewne mi nie przejdzie do wieczora, dzięki... xD Lepiej skończę ten komentarz, bo w sumie i tak tyle w nim sensu co zwykle w moich komentarzach, czyli jakże ogromnie dużo (HAHAHAHAHA, piszę sobie to poprzednie zdanie i już pisałam "dużo" a tu Borysewicz do mnie z płyty "MNIEJ NIŻ ZEROOO-O, MNIEJ NIŻ ZEROOO-O" hahahHAHAHAHAHA xD Jak ja kocham takie sytuacje... xD).
    Żegnam i idę komentować wszystkie zaległe rozdziały.
    IZZYYYYY.... *_______*

    OdpowiedzUsuń