A w ogóle w tym tygodniu próbne matury. Znaczy się wesoło będzie.
Anicie, za te imiona. Proszę bardzo, doczekałaś się rozdziału.
I Agacie, bo w sumie to obie mnie o to opowiadanie męczyłyście. I Raskolnikobacter, która wywołuje Rodiozę... Nie wiem, co my mamy zamiast mózgów, ale lubię to.
- Co kurwa?! – krzyknął Slash, którym ta wiadomość
wstrząsnęła tak mocno, że aż musiał się napić. – Kurwa, trzeba było pomyśleć o
tym wczoraj… - mruknął rozpaczliwie. – Duffy, ciężko mi to przyznać, ale miałeś
rację. Nie powinniśmy ignorować twoich obrażeń – zerknął na obwiązany bandaną palec
przyjaciela. – Za chuja nie wiem, jakie paskudztwo złapałeś, ale to na pewno
można leczyć…
- Ale o co chodzi? – zapytał zdziwiony Duff. Nie takiej
reakcji się spodziewał. – Nic mi nie jest – dodał, uśmiechając się na dowód
prawdziwości swoich słów.
- Czyli jest gorzej niż myślałem – poinformował Slash Jacka
Danielsa. – No nic, poradzimy sobie – po tych słowach zamachnął się i przyłożył
basiście butelką. Ostrożnie, żeby jej nie rozbić.
Niestety, z niezrozumiałych powodów, Duff nie okazał się
entuzjastą tej terapii.
- Pojebało cię?! – wykrzyknął, mierząc Slash’a złowrogim
spojrzeniem. Złowrogim z założenia, bo łzy, które pojawiły się z jego oczach
znacznie wpłynęły na efekt. To znaczy osłabiły go i to do tego stopnia, że
gitarzysta wcale się nie przejął.
- No chyba ciebie! To ty tu wyjechałeś z jakąś pracą, a nie
ja! – zastanowił się przez chwilę. – Ty! – powtórzył, tym razem z całą
pewnością.
- Bo doszedłem do wniosku, że moja egzystencja nie ma jak na
razie żadnego sensu!
- Jaka znowu pierdolona egzystencja?! Ogarnij się!
- Obaj się ogarnijcie – mruknął Izzy, przerywając tę
porywającą dyskusję na temat tego, kto jest bardziej pojebany. Odpowiedź i tak
była oczywista, ruda i wciąż leżała na kanapie. – A ty – tu spojrzał na Duff’a.
– Z tą pracą to tak na poważnie?
- Oczywiście – potwierdził blondyn z dumą. – Co w tym niby
dziwnego?
- Menel to nie zawód.
- A wiesz chociaż jak się trzyma mop? – spytał Slash,
uśmiechając się drwiąco.
- Spierdalaj z tym mopem! Ja nie jestem żadną pierdoloną
sprzątaczką, tylko nianią!
Ledwo padło to słowo, w pokoju zapadła cisza. Steven nawet
przestał się ruszać, żeby nie hałasować przy przewracaniu butelek. Pierwszy nie
wytrzymał Slash.
- Co kurwa? – rzucił, po czym wybuchnął niepohamowanym
śmiechem. A za nim cała reszta, wyłączając Duff’a, który skrzyżował ręce i
odwrócił się w stronę ściany z miną informującą świat, że właśnie się obraził.
– No kurwa, nianią? – powtórzył i znów zarechotał. – Ja pierdolę, to żeś
pojechał teraz…
- No i dobra! –
zirytował się basista. – Poczekaj, szmato, aż będziesz kasy potrzebować i
przyjdziesz do mnie żebrać żebym ci pożyczył. Gówno dostaniesz!
- O nie – Slash
udał przerażenie. – Nie możesz mi tego zrobić… - starał się zachować powagę. Bezskutecznie.
– A tak poważnie, naprawdę myślisz, że ktoś cię zatrudni?
- Przecież ma
predyspozycje – wykrztusił Axl, próbując powstrzymać śmiech.
- Odjebcie się –
mruknął Duff. – A jak chcecie wiedzieć, to już zatrudnił. Dzisiaj o osiemnastej
zaczynam.
- I kończysz –
dodał cicho Hudson.
- Przyjmuję
zakłady – oznajmił Izzy. – Jak długo McKagan wytrzyma w nowej pracy?
- Trzy dni –
stwierdził Steven. – Daję pół litra.
- Optymista. Dwa
razy tyle, że wróci zaraz po wyjściu – dorzucił Axl.
- Teraz to się z
niego nabijasz po prostu – zauważył Slash. – Nie widzisz, idioto, że mu jest
przykro? – wskazał blondyna, który faktycznie miał nieszczęśliwą minę. – Potem
będzie na nas, że nie pozwalamy się mu rozwijać…
- Wow – w głosie Duff’a
pobrzmiewał podziw. – Dzięki, Slash.
- Nie ma sprawy –
gitarzysta wzruszył ramionami, po czym przeniósł spojrzenie na Izzy’ego. –
Około godziny. I daję trzy razy tyle.
***
Duff wyszedł z
domu przed osiemnastą, a zaraz za nim Slash i Steven. Oczywiście basista miał
absolutnie nic o tym nie wiedzieć, bo tamci zamierzali go śledzić. Powód był
prosty, nie wierzyli, że Duff może mówić prawdę o znalezieniu pracy jako
niania. Pomijając fakt, że kompletnie się do tego nie nadawał (jak w sumie do
jakiejkolwiek roboty), to jeszcze gdzie niby znalazłby frajera, który by go
zatrudnił? Czyli wychodziłoby, że kłamał. A skoro kłamał, musiał chcieć coś
ukryć. Gdyby okazało się, że zamierza pracować jako striptizerka w barze dla
gejów, Slash nigdy by sobie nie darował przegapienia czegoś takiego. Proste.
Oczywiście, Duff
jest na tyle tępy, że naprawdę niczego nie zauważył. Teoretycznie można by
przyjąć, że to raczej kwestia niebywałego talentu Slash’a i Steven’a. I może
nawet ktoś by w to uwierzył, gdyby nie fakt, że podczas pięciominutowego
spaceru ta dwójka zdążyła dwa razy wylądować na chodniku (raz za sprawą
podstępnego krawężnika, a za drugim razem pobili się o to, że już raz się
wywalili i Duff na pewno ich usłyszał) oraz raz na latarni. Chociaż blondyn
rzeczywiście nie domyślił się, że jest śledzony, czający się za rogiem
przyjaciele zwrócili uwagę kogoś innego. Kogoś, kogo jeden z nich znał lepiej
niż by chciał i miał nadzieję nigdy więcej nie spotkać. Widać przeznaczenie
chciało inaczej. Albo po prostu uznało,
że ma gdzieś życzenia Slash’a i zrobi po swojemu.
Otóż tym kimś był
transwestyta Becky. Gitarzysta nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości,
choć mógłby przysiąc, że ostatnim razem Becky bardziej dbał o zachowanie
pozorów. Ewentualnie Slash był bardziej najebany, ale ta wersja wydawała mu się
mało przekonująca. Jakby nie patrzeć, te wszystkie muskuły mogły być nieco
mylące.
- Miałeś
zadzwonić, misiu – oznajmił szorstki głos.
Ledwo padły te
słowa, Slash odkrył, że Steven spierdolił, zostawiając go samego. Zajebisty był
z niego przyjaciel, nie ma co. Gitarzysta postanowił, że jeśli jakimś cudem
wyjdzie z tego cało, po powrocie wydłubie mu mózg tymi jego pałeczkami. Przez
nos.
W panice rozejrzał
się wokół, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki. Nie, trzymetrowa płaska
ściana zdecydowanie odpadała. Najpierw musiałby nauczyć się fruwać, albo
przynajmniej zostać asasynem, a na to zdecydowanie nie było teraz czasu. Jedyną
opcją było granie na zwłokę i liczenie na cud.
- Zgu… Zgubiłem
twój numer – wyjąkał. – Znaczy, nie specjalnie – dodał szybko, nie bez powodu
obawiając się reakcji Becky (Becky’ego?). - W sensie to nie moja wina, bo tak
właściwie to on sam się zgubił. Bez mojego udziału w sprawie. Znaczy… Ja nie
miałem na to żadnego wpływu, bo… Kolega zjadł – zakończył Slash, dumny ze
swojej przebiegłości. – Właśnie tak. On nałogowo wpierdala papier,
powiedziałbym że jest papieroholikiem. Nawet mu trochę współczuję, nie ma
chłopak lekko. I jeszcze to całkowite niezrozumienie ze strony społeczeństwa.
- Biedaczek –
przytaknął Becky, ocierając sobie łzy papierem ściernym.
- Właśnie. I eee…
Powinienem teraz do niego pójść, żeby go psychicznie wspierać, także jeśli nie
masz nic przeciwko…
***
- Wiesz, Izzy,
szkoda mi morderców – oznajmił Axl, z hukiem stawiając na stole pustą butelkę.
Trochę się nudzili, więc dla urozmaicenia sobie życia postanowili się najebać.
- Taa?
- Ano –
potwierdził Rudy, zachęcony wyraźnym zainteresowaniem ze strony przyjaciela. -
No pomyśl. Ma taki człowiek jakieś hobby, a właściwie pasję, a ludzie go za to
tępią. I wyjaśnij mi dlaczego.
- Mhm…
- No widzisz, nie
potrafisz. Czyli też tego nie rozumiesz. I co ma teraz taki morderca zrobić,
co? Do końca życia udawać kogoś, kim nie jest? W imię jakich zasad ja się
pytam?
- No…
- A jak już
zdecyduje się uzewnętrznić, to grozi mu, że trafi do pierdla. Za co? No kurwa
za co? Sam bym chętnie zajebał kilku zjebów. A taki morderca też na pewno ma
jakieś powody, no nie? Bo jakby nie miał, to by nie zabijał.
- Aha.
- I gdzie tu
sprawiedliwość? Z jednej strony mówią ci, że możesz osiągnąć co tylko chcesz, a
z drugiej krytykują każdy twój krok. I to wszystko wina systemu. Ale ja kurwa
nie zamierzam tego tolerować! – Axl, w ramach protestu, rozbił butelkę na
stole. – Ja się kurwa nie dam!
- Ok.
- I będę z tym
walczył aż do dnia swojej śmierci, zobaczysz. Wieczny buntownik, który nie
pozwoli innym za siebie decydować, bo to jest kurwa moje życie!
- Do czego
zmierzasz? – przerwał mu Izzy.
- Nie mam kurwa
pojęcia, ale to brzmiało w chuj mądrze, no nie? Napiszę o tym piosenkę – Rudy
wyciągnął skądś kartkę, po czym spojrzał na przyjaciela. – Nie mam długopisu.
Użyczysz mi swojej krwi?
W odpowiedzi Izzy
wyciągnął w jego stronę długopis, ale nic już nie powiedział. Limit słów na
dziś został wyczerpany.
***
- Duff. Duff
McKagan – powtórzył Duff i prześlizgnął się obok kobiety i mężczyzny, wchodząc
do środka. – Zajebista chata – skomentował z uznaniem.
Kobieta spojrzała
na swojego męża, szukając u niego wsparcia.
- Naprawdę nie
jestem pewna, czy to dobry pomysł, kochanie – szepnęła.
- Zaufaj mi –
odszeptał mężczyzna. – Poza tym, jeśli zaraz nie wyjdziemy, to się spóźnimy.
- No nie wiem –
powtórzyła i zmierzyła wzrokiem Duff’a, który nic sobie z tego nie robił.
Zupełnie tak, jak gdyby ta rozmowa go nie dotyczyła.
- Po prostu
chodźmy. Nie ma się czym martwić, zobaczysz.
W międzyczasie
Duff zlustrował spojrzeniem salon, w którym się znajdowali, wstępnie szacując
przez ile dni z rzędu mógłby chlać, gdyby wyniósł całe wyposażenie i sprzedał.
Zaraz jednak przypomniał sobie, że przecież chce być uczciwym obywatelem, więc
tylko uśmiechnął się szeroko i zatarł ręce.
- No, to gdzie te
gno… Dzieci. To chciałem powiedzieć. Gdzie dzieci?
- A jeśli on je
porwie i sprzeda na organy? – znów zapytała kobieta, oczywiście święcie
przekonana, że Duff niczego nie słyszy.
- Nie byłaby to
wielka strata – mruknął mężczyzna. – Chodźcie tutaj! – zawołał.
W tym samym
momencie do salonu wbiegła trójka dzieci, dwie dziewczynki i chłopiec.
Najstarsza mogła mieć z osiem lat.
- To Yvonne,
Thaddaeus i Hedwig – przedstawił je kochający ojciec.
- No siema. Duff
jestem.
- No i? – rzuciła
ta najstarsza, Yvonne, tonem, który sugerował, że ma to głęboko gdzieś.
- Duff jest waszą
nową opiekunką, skarbie – kobieta pospieszyła z wyjaśnieniami. – Zostanie
dzisiaj z wami.
- Aha – na twarzy
dziewczynki pojawił się charakterystyczny uśmiech, zdecydowanie nie wróżący
niczego dobrego. – No to chyba, że tak – uśmiech stał się jeszcze bardziej
złowrogi, kiedy wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z rodzeństwem.
- Tylko bądźcie
grzeczne! – przypomniała kobieta, którą mąż musiał niemal wypchnąć na zewnątrz.
– Pa!
Jebłam chyba z milion razy xD Ale muszę kolejny raz prosić Cię o wybaczenie, bo nie dość, że nadrobiłam dzisiaj pięć blogów, napisałam nudny jak... W zasadzie to nie wiem co jest röwnie nudne O.o To raczej powinno być na odwrót xD cośtam cośtam jest nudne jak mój esej na polski xD Ale wracając... Nudny esej to jeszcze przez prawie cały dzień byłam ogarnięta (że nie wspomnę kto mnie na nowo zepsuł... xD), więc sama rozumiesz jaki to wysiłek xD Takze serio, komentarz będzie jutro, jak tylko wrócę do domu.
OdpowiedzUsuńKocham tą schizę xD
Hahahahahahahahah xDDD Tak w zasadzie, to chciałam zacząć od czegoś, co już wczoraj mnie zdziwiło, ale pisałam z telefonu i się nie chciał fragment skopiować... xD
Usuń"Nie wiem, co my mamy zamiast mózgów, ale lubię to." :oo Wczoraj napisałam Sonn "nie wiem co jest z nami nie tak, ale to lubię" xDD O.o I jak to czytałam, to miałam takie deja vu xD
A teraz rozdział.
HAHAHAHAHAHA(...)HAHAAHAHAHAH (sory, dzisiaj mi się nie chce napierdalać tyle w literki xD)
"- No chyba ciebie! To ty tu wyjechałeś z jakąś pracą, a nie ja! – zastanowił się przez chwilę. – Ty! – powtórzył, tym razem z całą pewnością." HAHAHAHAHAHAHAHA (a jednak, jeszcze sobie chyba ponapierdalam... Cóż xD), Slash jaki miszcz xDDD No serio.
Matko, transwestyta Becky - wielki comeback xD Czekam na rozwinięcie tego wątku xDDD A swoją drogą, Axl jest zajebisty xD No i Duff. *_______* Chociaż Axl jednak lepszy. Z tą gadką o mordercach, naprawdę mnie wzruszył... Co nie znaczy, że uważam, że ma rację... Chociaz w sumie... można by ustanowić jakiś roczny limit i tyle, nie? xD
Ehhh, coś czuję, że ten komentarz jest na świetnej drodze, by być kolejnym głupim bezsensownym zbitkiem liter, czy coś w tym stylu (co nie byłoby (pff... nie JEST) specjalnym zaskoczeniem dla kogokolwiek), więc może już skończę, co? (A pffff, jakbyś miała na to jakiś wpływ! xD)
"W odpowiedzi Izzy wyciągnął w jego stronę długopis, ale nic już nie powiedział. Limit słów na dziś został wyczerpany." - TO BYŁO MISTRZOWSKIE XDDD ŚMIAŁAM SIĘ CHYBA Z 376374612362136 LAT XDD
Jesteś moim Bogiem *__*
Będę Ci składać krwawe ofiary :333
Coś mi się zdaje, że to Duff będzie mial przejebane, a nie dzieci. Że to Duff będzie uciekać z krzykiem, a nie rodzice go wykopią z krzykiem z pracy. No tak mi się coś zdaje, bo jakoś odniosłam wrażenie, że te dzieci (swoją drogą, to jakie imona mają) to są małe diabełki. Haha...
OdpowiedzUsuńJa się zgadzam z Axlem. Mordercy mają przejebane. Bo to racja. Mają swoją pasję i co? No i nic. muszę siedzieć cicho, bo nie mogą jej razlizować. Taaa.. wina seysemtu. A jest rownouprawnienie i kazdy moze sie spełniac, nie? Ale nam bajki wciskaja. Taki morderca juz nie może, haha.
hahaha..xD MISZCZU !!
OdpowiedzUsuńTo jest mega..brechtałam do ekranu cał czas...xD Zacznę może od tego, że ta wzmianka o Rodiozie już na wstępie mnie urzekła...:) Idąc do tekstu, to wgl jest najbardzie zajebiście przyjebana schiza, jaką czytałam..!! xD Kariera Duff`a się tak słodko i niewinnie zaczyna....ale tylko zaczyna ;P
"- Obaj się ogarnijcie – mruknął Izzy, przerywając tę porywającą dyskusję na temat tego, kto jest bardziej pojebany. Odpowiedź i tak była oczywista, ruda i wciąż leżała na kanapie." - medal za to zdanie..xDD a kawałek pod hasłem Steven przestał się ruszać i ta epicka cisza to ...to piękne po prostu jest ;D
No i oczywiście mój kochany Axl....!!!! ;D Mówiłam ci już, że jego lubię najbardziej, no nie..? xD On jest tak popierdolony, że mógłby być moim kumplem ;D Jak to mordercy mają ciężko....hmm.. no to tylko Axl mógł mieć taką rozkminę i nikt iny! xD To się aż czuje, jak mój miszczu się wczuwa w tematykę, tak mądrze wygłasza swoją opinię.... Jak tak dalej pójdzie, to on się jeszcze mądry zrobi..xDDDD
" Gitarzysta postanowił, że jeśli jakimś cudem wyjdzie z tego cało, po powrocie wydłubie mu mózg tymi jego pałeczkami. Przez nos." - taa.... xD epickie, w twoim stylu jak najbardziej ;P No i oczywiście cudowny przyjaciel Steven, któr spierdolił..xD Lubię to! ;)
dwie nowe notki na http://im-gonna-crawl.blogspot.com ;) przepraszam za długą nieobecność!
OdpowiedzUsuńhttp://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ Zapraszam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńBiedny Duff na swoich przyjaciół to raczej nie ma co liczyć, jeszcze go w łeb butelką zdzielić potrafią, zamiast przytulić.
OdpowiedzUsuńŚledzenie... Coś o tym wiem. Jak moja przyjaciółka chodziła na kurs prawka to śledziłyśmy ją, żeby zobaczyć, jak rusza, bo zawsze nam zabraniała. Hm, mogłyśmy się założyć, ile razy jej zgaśnie :D
Taka zemsta na moim Stevenie nie uszłaby Slashowi na sucho.
Ocierać łzy papierem ściernym? Łał!
Uwielbiam Izzyego i ten jego "słowotok", z takim nie da się gadać. A z Axlem mamy strasznie dużo wspólnego.
Cóż, myślę, że Duff chciałby dać popalić tym dzieciom, ale to te dzieci dadzą popalić jemu. Będzie ciężko. ;)
U mnie nowy :D
OdpowiedzUsuń